KnM #36 – Ultramaraton kolarski – ostatnie dni przed startem

KnM #36 – Ultramaraton kolarski – ostatnie dni przed startem

Play

Czas minął i nadszedł moment, w którym trzeba spakować się na pierwszy w życiu ultramaraton kolarski. Błąd popełniony w tym aspekcie może być bardzo bolesny (i to w wymiarze ultra). Dlatego warto działać schematycznie i mieć przygotowaną checklistę do spakowania rzeczy.

Jeszcze niedawno nie przejmowałem się zupełnie tym startem. Czasami pomyślałem o tym by pojeździć w nocy lub nieco dłużej ale raczej był w głowie słodki brak świadomości. ;) Sytuacja zmieniła się po zawodach w Starogardzie. Nagle okazało się, że najbliższy start odbędzie się właśnie na Mazurach… no i zaczęła się przedstartowa sraczka. ;)

Przesadzam. Nadal jestem dość spokojny o to co się będzie działo. Zresztą… nie jestem w stanie przewidzieć tego co się stanie ale dzięki temu podcastowi oraz wiedzy bardziej doświadczonych osób myślę, że mogę spać spokojnie. Zresztą swoje przejechałem, przerobiłem i przetestowałem, więc finalnie czuję się gotowy na spotkanie z ultra.

A teraz czas na bonusik ode mnie! :)

Checklista rzeczy do spakowania

Lubię checklisty. Dzięki nim nie zapominam rzeczy i ze stoickim spokojem przystępuje do zawodów. Tak jak wspominałem w podcaście, przygotowałem dla Ciebie checklistę ultrakolarską :)

https://nozbe.how/ZUML8

Jeśli nie masz konta Nozbe to zachęcam do założenia i importowania checklisty do aplikacji.

Zapraszam do odsłuchania odcinka. Pozdro! :)

(więcej…)

Triathlon Starogard Gdański – polubić intensywność

Triathlon Starogard Gdański – polubić intensywność

Debiut na dystansie 1/8 IM, na którym miałem mieć lekcję z utrzymywania wysokiej intensywności. Zawody bardzo udane aczkolwiek nie mogę się doczekać gdy będę już szybciej biegał. ;)

To był weekend pod znakiem dwóch wycieczek do Starogardu Gdańskiego. Łącznie wyszło na liczniku 400 km. W sobotę pojechałem obejrzeć strefy zmian (bo były dwie. O tym zaraz napiszę) i pozostawiać część rzeczy, w tym rower. Na koniec obowiązkowa odprawa techniczna i wio do domu…. no nie do końca do domu ale o tym też za chwilę. ;)

To był mój pierwszy start, w którym były dwie strefy zmian.

Pierwsza w Borzechowie przy jeziorze, a druga już w Starogardzie Gdańskim przy stadionie im. Kazimierza Deyny. Przy okazji, przepiękne miejsce.

Przy jeziorze borzechowskim były właściwie dwie strefy. :P Jedna dla dystansu 1/4 i 1/2 i druga malutka dla 1/8. Ta moja strefa wyglądała urokliwie. ;) Gdy odwieszałem rower znaczna część pozostawionych rowerów była rowerami turystycznymi albo MTB. To oznaczało, że stawka będzie podzielona między tych, którzy spokojnie debiutują i tych, którzy od początku pójdą w pałę. ;) Jestem dumny, że mogę zaliczyć się do tych drugich.

Na całej imprezie obowiązywał system workowy. Nie mam o nim zdania. Czy są worki, czy koszyczki, nie ma to dla mnie większego znaczenia. W tym przypadku akurat nie było chyba innej opcji, bo wszystkie rzeczy z miejsca startu i T1 były potem przewożone do T2.

Ze Starogardu trafiłem do Gdyni na imprezę urodzinową. :P Były frytki, szampan, truskawki i nawet jedno piwko się trafiło. :P I jeszcze się nawdychałem helu z balonu i ogólnie było śmiesznie. Śmieszność skończyła się o 1 w nocy gdy wylądowałem w łóżku.

Rano byłem lekko zbity z tropu. ;)

Niedospanie w ostatnich tygodniach zostało spotęgowane jednak w drodze do Starogardu miałem dużo czasu, by się obudzić. ;) Start był zaplanowany dopiero na 12 ale po 9 zamykano drogi dojazdowe (wcześniej startowała połówka i 1/4IM), a o 10 jechał bus z T2/mety do T1. Suma sumarum od rańca byłem na nogach ale za to wszystko spokojnie mogłem pozałatwiać.

Popakowałem się odpowiednio w kolejne worki (dopiero rano odwieszałem worek z kaskiem i butami w T1), wrzuciłem odpowiednie rzeczy do depozytu i w głowie zaplanowałem cały start od początku do końca.

Strategia wyglądała następująco

W tym miejscu nieco się rozpisze ale może ktoś będzie startował w zawodach (choćby w jednej z kolejnych edycji Triathlon Energy w Bełchatowie) gdzie będzie miała miejsce ta sama sytuacja, tj. będą dwie osobne strefy zmian.

triathlon energy starogard gdański

Plan sytuacyjny przy jeziorze wyglądał następująco. Bardzo krótki wybieg z wody (jezioro od razu było mega głębokie) i kilka metrów od brzegu stojaki z workami. Potem krótki podbieg do drewnianej chaty, w której była przebieralnia. Dalej dłuższy, stromy podbieg do strefy zmian. Ze strefy zmian krótka, płaska droga do belki.

Jako, że nie wpinam butów do roweru (to by dużo ułatwiło) wrzuciłem do worka buty, kask i numer startowy. Kask teoretycznie mógł leżeć na rowerze ale chciałem go założyć na dobiegu… tylko tutaj następowały pewne komplikacje. ;)

Finalnie T1 wyglądała tak. Wyleciałem z wody, worek w rękę i do budy. ;) Na trasie woda-stojak rozpiąłem piankę ale by to zrobić bardzo zwolniłem swoje poruszanie do przodu. Dalej na trasie stojak-buda zdjąłem do połowy piankę oraz zerwałem czepek i okularki. W drewnianej chatce wiadomix: neoprenowe gacie w dół ;), numer na pas, kask na głowę, buty na podłogę, by wpakować piankę do worka i pobiegłem dalej.

Z jednej strony było spoko, bo po pozbyciu się worka miałem jedną rękę wolną, bo w drugiej trzymałem buty. :P Z drugiej strony ta strefa zmian była tragiczna w moim wykonaniu. Ciągła walka. Z zerwaniem pianki z łydek, z zapięciem głupiego paska na numer… wreszcie biegnąc dalej do góry walczyłem z zapięciem kasku. Patrzyłem jak fotogra robi nam ładne zdjęcia, a ja usiłuję zapiąć kask zasłaniając twarz butami kolarskimi. ;)

Dobiegając do roweru dopiero założyłem buty na gołe stopy i dalej już ten mały kawałek poleciałem, by za belką spokojnie i rozważnie :D :D :D wejść na rower.

Organizacja drugiej strefy zmian była dużo łatwiejsza.

W worku buty i czapeczka. Zeskakując z roweru buty zostały wpięte w pedały (no nie dokońca hyhyhyhy ale o tym później ;) ), więc do „utylizacji” zostawał tylko kask. Dobiegając do wieszaków wysypałem wszystko z worka, zamieniłem parę słów z Pawłem (mężem TriMamy :)), wrzuciłem kask, założyłem buty i wio. Oczywiście wcześniej (parę dni wcześniej :P) testowałem czy dobrze mi się biega w tych butach bez skarpetek.

No to jak już wszystko napisałem o strefach zmian to trzeba by było coś napisać o samym starcie… ;) No to siup ->

Start

Ustawiłem się mocno po prawej stronie z przodu, tak bym miał jak najbliżej do pierwszej boi. Na dzień dobry zacząłem mocno mielić wodę rękami i nogami. Takich rzeczy staram się nie robić, bo w wodzie szybko puchnę. :D Po około 100m było już gorąco i sapiąco ale wyluzowałem się na tyle na ile umiałem i solidnym tempem płynąłem dalej.

Mimo że cały czas poruszałem się w grupie nie było jakoś bardzo dużo walki o miejsce. Pełna kulturka w wodzie. Wiadomo, że walka z kimś powoduje tyle, że zyskują wszyscy oprócz walczących, więc każdy dość sprawnie znajdował sobie miejsce w wodzie. Nawet na bojkach gdy robił się większy ścisk i wszędzie się kotłowało, to każdy parł do przodu i nie czułem żadnych kopnięć. Fajowo :)

Dystans szybko mijał. Byłem ultra zadowolony z tego pływania. Mina mi zrzędła gdy zobaczyłem czas powyżej 8 minut gdy wynurzyłem się z wody. Może trochę nadrobiłem, może Garmin się pogubił, może dystans był nieco dłuższy. Stawiam na to drugie, bo z Garminem w wodzie jest jak z telewizją – kłamie drań!

Tak czy inaczej nadal jestem zadowolony z tego pływania. Gremlin uważa, że płynąłem tempem 1:34/100m co jest tempem z kosmosu. Nie wiem czy jest to możliwe. Bardziej pewne są inne dane. Pływając na pływalni (zdecydowanie krótsze dystanse w pojedynczym interwale) wychodzi mi średnia kadencja 25-27 ruchów/cyklów na minutę. W przypadku tego startu ta wartość wyniosła 33. „Big impruwment”. ;)

O stefie zmian pisałem wyżej, więc nie będę się powtarzał. Wreszcie wsiadłem na…

Rower

Rower miał być dłuższy niż standardowe 22,5 km. Organizator mówił o 25,9, było 26,9. Nie jest to do końca istotne, bo sporą część trasy wiało w plecy i T2 znajdowało się ok. 30-40m niżej niż T1, więc można było tym samym nadrobić „stracony” czas.

Początek trasy to kilkaset metrów wąskiej, nierównej dróżki dojazdowej do głównego asfaltu. Na tym krótkim odcinku wyprzedziłem już parę osób. Trochę się dziwiłem dlaczego aż tak wolno tam jadą. Na asfalcie lekko mnie przytkało. Od razu przypomniałem sobie pierwszy start w Charzykowach, gdzie nie mogłem deptać pedałów, bo przez kilkanaście minut po pływaniu byłem zmulony. Rozmyślania trwały krótko. „Tutaj nie ma czasu na zamulanie”. Ogień!

Piszę ten wpis wieczorem, w dzień, w którym odbył się ten start. Do teraz nie wiem co się w ogóle wydarzyło. Gdy na poczatku roweru zobaczyłem tętno 167 bpm pomyślałem, że pewnie zaraz się uspokoi, bo to pozostałości zasapania po pływaniu. Byłem w błędzie. Nie uspokoiło się. Nie pozwoliłem by się uspokoiło.

Odcinek kolarski mi wyszedł. Bardzo. Jeśli ktoś by zapytał ile watów wycisnąłem na rowerze to (jako osoba nie mająca pomiaru mocy) odpowiedział bym a’la Chuck Norris – WSZYSTKIE! Co właściwie było prawdą patrząc na poziom wigoru na późniejszym biegu. ;)

Od początku do końca łupałem w pedały. Zero kalkulacji. Gdy widziałem, że utrzymuje wysokie dla mnie tętno (takie wartości miewam na biegu na 10 km, a nie na rowerze) nakręcałem się jeszcze bardziej. Czekałem na zgon i było mi z tym dobrze. ;) To 1/8IM, więc teoretycznie krótka jazda jednak z drugiej strony sam rower to 40-parę minut wysiłku. Kilkadziesiąt minut. Może to śmieszne co napisze ale przychodziły kryzysy. Tak jak na połówce w Sierakowie chwilami mnie odłączało z tą jednak różnicą, że średnie prędkości, wysokie tętno i brak jakichkolwiek kalkulacji powodowało zagryzanie zębów i wmawianie sobie, że docisnę jeszcze mocniej ale tylko do następnej górki… i do następnej… do następnej… do następnej.

Było zacnie. Średnia rosła. W oczach widziałem niespotykane cyfry. Czasami nogi były lekko zwaciałe, jakby nie pchały. Niespecjalnie mnie to martwiło jeśli licznik w tym momencie pokazywał 40+. Nie wiem jak mocno wiało. Rozmawiałem z kilkoma osobami i opinie były różne. Wiem, że jak na moje skromne możliwości deptałem bardzo mocno i nie odpuściłem ani na moment.

Wiedziałem, że ostatnie kilometry będą z górki. Wiedziałem, w którym momencie to nastąpi. Gdy zaczął się ostatni zjazd moja średnia prędkość wynosiła 38,2 km/h. „Mniej już nie będzie. Teraz już z górki.” Well done, pomyślałem.

To była świetna jazda. Wyprzedziłem bardzo wiele osób. Niektórych nie mogłem złapać, wieć cisnąłem jeszcze mocniej. W przypadku 2-3 zawodników miałem ciekawe rozkminy. Zdarza mi się wyprzedzać osoby na rowerach czasowych z pięknymi kołami, dyskami itp. Wielu osobom się to pewnie zdarza. Jednak te 2-3 przypadki to momenty, w których zawodnik jak ulał pasował do tego roweru. Widziałem, że osoba dosiadająca TT to maszyna i „dziwnie” mi było gdy im odjeżdżałem. To głupie ale byłem zaniepokojony tą sytuacją. :P

W temacie znajomości trasy nie do końca się popisałem. Jako, że proces wyjmowania stóp z butów, w moim przypadku trwa dłuższą chwilę (buty z trzema rzepami i małe doświadczenie w tym zakresie), to staram się to robić zawczasu. No to w Starogardzie zrobiłem to z 1,5km przed belką. ;) Ale w porównaniu do zeszłorocznego Susza to i tak dość późno. ;) Przejechałem więc kawałek z dotleniającymi się stópkami. W tym rynek na którym nieco nas wytrząsło.

Dojeżdżając do belki niepewnie zacząłem

przekładać nogę na drugą stronę. Nic wielkiego. Zwykle nie czuje się do końca stabilnie gdy to robię. Przekładałem lewą nogę na prawą stronę. Prawa stopa była oparta na bucie i poczułem lekkie pływanie tego podparcia. :P Otóż dokonując tego niezwykle trudnego manewru wykonałem rotacje stopy prawej. :P Rotacja stopy spowodowała rotację buta. W wyniku rotacji buta nastąpiło jego wypięcie.

Było fajnie! Nie spadłem z pedału, nie przeszlifowałem zębami po asfalcie, nic specjalnego się nie wydarzyło. Zaskakując z pedałów zacząłem biec i usłyszałem jakiś szum za sobą. Odpadł but i kibice coś tam krzyczeli że jestem buc… czy but.

Zwolniłem bieg… na 1 lub 2 kroki ;) obróciłem się i machnąłem na to ręką. Pomyślałem, że jak rzucą tym butem w strefę zmian to go znajde. A jak nie znajde, to wreszcie będzie powód do zakupu butów triathlonowych. ;) Uprzedzając… but został zebrany z asfaltu i czekał na mnie przy wejściu do strefy zmian. Już nie mogę się doczekać co się wydarzy na rowerze podczas kolejnego startu w Gdańsku! :D

Druga strefa zmian poszła gładko i sprawnie.

Nie było rozmyślań „co teraz” albo zawiech. Jedyna zawiecha była z Gremlinem, bo wpadając do T2 zapomniałem nacisnąć przycisk. Dopiero wybiegając z T2 go nacisnąłem zmieniając „rower” na „T2” i od razu na „bieg”. Niby nic ale przez ten manewr w statystykach mam średnią 37,4 na rowerze, a nie 38,5. Myślę, że potrafisz sobie wyobrazić moje zdenerwowanie. ;)

Bieg

od samego początku nie należał do przyjemnych. Ruszałem się jak mucha w smole. Czasami doświadczałem wręcz szurania butami po asfalcie. Średnia z biegu wyszła 4:22’/km co w moich oczach jest wciąż fajnym tempem. Nie „obiegałem się” psychicznie z prędkościami osiąganymi w tym roku, a jakby pomyśleć nad tym chwilę dłużej, to półmaraton pobiegłem po 4:17, więc 4:22 osiągnięciem nie jest.

Załatwiłem się na bajku i byłem z siebie zadowolony. Bieg był równy z paroma próbami zerwania się do przodu. Wszystko by było git gdyby nie zaczęli mnie wyprzedzać zawodnicy z 1/8. I to nie było byle jakie wyprzedzanie. Wyprzedziło mnie na oko z 7 osób. Różnice w naszych prędkościach były astronomicznie. Każdy z nich biegł grubo poniżej 4:00’/km i wtedy zrozumiałem jak trzeba biegać, by marzyć o pudle… w kategorii wiekowej… na małych zawodach. Takie są realia.

zwyciezcy triathlon energy starogard gdanski

Na powyższym zdjęciu znajduję się między zwycięzcą dystansu 1/4IM, a zwycięzką sztafetą dystansu 1/4IM. Myślę, że trafiłem w dobre miejsce w tym Endure Team ;) Gratulacje panowie!

Podsumowując start: wśród 130 osób było wieeeelu debiutantów, więc ciężko się porównywać. Miałem 42 czas pływania, 10 czas roweru i 23 czas biegu. Średnio do czasu zwycięzcy brakowało mi w poszczególnych dyscyplinach 12-15%. To sporo, bo jeśli jako przykład weźmiemy bieg na 10 km w 40′, to poprawa o 10% daje wynik 36′. :P

Teraz z ciekawością oczekuje startu w ultramaratonie kolarskim. Jestem pewien, że na nowo poznam definicję słowa „ból”.

Bieg Świętojański, Gdynia 2017 – pod górę, pod górę, pod górę,… życiówka! :)

Bieg Świętojański, Gdynia 2017 – pod górę, pod górę, pod górę,… życiówka! :)

Mało znaczący start na drodze do celów. Trzeba było natomiast potrenować dyskomfort, wiec Coach Tomek napisał: Dziś proponuje wystartować mocno. Podobnie jak poprzednim razem. Wycisnąć ile sie da, ale z mądrym rozkładem sił.” Było za mocno…

Na start przyjechałem dużo wcześniej. Powód był prosty. Pierwszy raz jechałem na bieg rowerem. Dodatkowo po biegu miałem jechać w dalszy 3-5h rozjazd po pomorzu. Ultramaraton P1000J już za rogiem, więc chciałem zobaczyć jak to jest jeździć nocą… a przy okazji na zmęczeniu. Ten element nie wyszedł ale o tym na końcu tego wpisu.

Przyjechałem dużo wcześniej. Odebrałem pakiet, zaparkowałem rowerem w aucie znajomych (dzięki Klaudia i Marcin!) i można było podziwiać widoki. A te były przednie. Bardzo się cieszę, że GCS zaskakuje nas przy tegorocznym Grand Prix Gdyni. Meta wyglądała magicznie z tymi światłami. :) Trochę powzdychałem, pobawiłem się fluorescencujnym patykiem, który przy czterdziestym piątym wygięciu pękł i rozbryzgał mi się na koszulkę. Następnym razem wyleje ciecz na koszulkę, zrobię mokre kółko na klacie i będę miał świecącą klatę jak Ironman z filmu. ;) Anyway… wszystko szybko wyschło… rozgrzewka była nieco krótsza, a na dworzy było bardzo ciepło…

Start

Tym razem wystartowałem ze swojej strefy. Z samiutkiego końca osób biegnących na 40-45 minut. Miałem chwilę zawachania. Czekałem na kolejną strefę ale jednak ruszyłem. Różnica prędkości była znaczna ale to z uwagi na #MistrzPierwszejProstej. Trochę poskakałem prawo-lewo. Skończyłem wyprzedzać w połowie górki… ale z górki znowu długie nogi pomogły by wymijać kolejnych zawodników.

Ogólnie czekałem na zgon. Pod górkę zostawiłem mega dużo siły. Nie odpuszczałem (no możę samą końcówkę) i szukałem w gąszczu nóg łatwych do wyłowienia sylwetek, które chciałem dogonić. Lecąc z górki wymyśliłem sobie 2 cele: nie pozwolić tętnu spać o więcej niż parę uderzeń (a po podbiegu było wysoooko) oraz żeby nie wyłożyć się i nie przeszlifować buźki o asfalt. ;) Cele zostały zrealizowane – mały sukces. ;)

Na samym dole był mroczny i króciutki odcinek pod mostem i skręciliśmy w lewo. Od tamtego momentu trzymałem się blisko chłopaka, którego często widuje na biegach. Jest dużo mocniejszy i widziałem, że komuś kibicuje. Po krótkiej wymianie zdań na ile pace’uje koledze próbowałem im uciec ale w praktyce raz ja byłem z przodu, a raz oni. Tempo było wciąż zaskakująco zacne. Połówka pękła po 20:25 i pomyślałem o życiówce. ;)

Druga połowa biegu miała być łatwiejsza… bo bez wielkich górek… i trudniejsza… bo przecież urąbany byłem po pachy. Tyle, że z tymi pachami to nie do końca jak się okazało za linią mety. Dalsza część biegu to było nudne klepanie o asfalt. Jedynie po nawrocie ze Świętojańskiej lekko zawiało na chwilę w twarz ale to był chyba jedyny podmuch wiatro podczas tego wyścigu. Noc była kompletnie bezwietrzna.

Na 9 km nieco zwiędłem. Gdy skręcaliśmy pod most i trzeba było się potem wygrzebać na górkę powiedziałem sobie dość. Czekałem aż wbiegnę na górę, by zobaczyć kolejne siodło do zbiegnięcia i wbiegnięcia. Okazało się, że takich niespodzianek już nie będzie i powrót mieliśmy mostem, po płaskim co przyjąłem z ulgą. :)

Meta świeciła się z daleka i prezentowała się genialnie. Lekko zmasakrowałem sobie nogi i szybkościowo nie było z czego ciągnąć. Samopoczucie było inne niż zwykle. Oddechowo jeszcze nie umierałem ale nogi nie chciały szybciej przebierać. :) Albo mięśniowo byłem ździebko zjechany albo motywacja się skończyła. ;) Jednak patrząc na wygładzone średnie tętno, to przez cały wyścig delikatnie narastało, więc najwidoczniej nie było wcale odpuszczania.

Meta

Za linią mety zdarzyło się pare ciekawych rzeczy z mojej perspektywy. Po intensywnym biegu do wycięcia zwyczajowo wiszę na barkierkach i kaszle tak, że się aż duszę. Stronie od lekarzy ale chcę się umówić na jakąś wizytę, by sprawdzić czy to może nie jakaś astma wysiłkowa? Nie znam się. Tej nocy było inaczej. Zaraz po lini mety szukałem miejsca gdzie by tu się zawiesić ale zrezygnowałem. ;)

Zamiast tego po kilku oddechach zacząłem truchtać po medal. :) Kolejny zaskok. Gdy dostałem medal mogłem się normalnie napić, pogadać, pospacerować, nic mnie nie dusiło, nie zdychałem itp. Świetna sprawa <3

Po jakimś czasie zaczęło robić się zimno, więc czekając na rowerek zaległem w hali sportowej. Kolejna świetna sprawa ze strony organizacji eventu… jest jednak łyżka dziegciu w tej beczce miodu…

Organizacja

Staram się rozumieć organizatorów. W podcastach, podczas rozmów i pisząc blogposty próbuje się dowiedzieć co powodowało poszczególne decyzje. Patrząc na duże i ważne elementy tej imprezy – wszystko jak dla mnie było miodzio. Dostęp do pakietów startowych (no chyba że ktoś chciał je odebrać 98 minut przed startem, a nie 93 jak ja i trafił na przyblokowane niektóre dojścia z uwagi na rozgrywane zawody NW), picie, trasa, organizacja za linią mety (to boisko!!! <3). Wszystko git.

Jednak na wejściu do strefy białej stała jednostka, która zburzyła ten piękny obrazek. Niby nic, zwykły jegomość, nie chciał źle ale nie miał żadnej wiedzy odnośnie stref i informował ludzi w/g tego jak mu się wydawało. Osoby ze strefy niebieskiej kierował do granatowej (bo  była obok, a kolory podobne – tutaj interweniowałem). Gościa ze strefy pomarańczowej pokierował do… czerwonej. Po chwili osoby z boku powiedzieli, że facet był chyba z pomarańczowej, a nie czerwonej… nikt nie był pewien ale odesłany chłopak wyglądał raczej na pomarańczową niż czerwoną. ;) Gość z obsługi był zdziwiony, że istnieje coś takiego jak strefa pomarańczowa.

W ogóle co do tej strefy, słyszałem sporo uwag po biegu majowym. Kolor jest niefartowny. Już na zdjęciach nie wiadomo było czy to biegnie numer czerwony czy pomarańczowy. W noc świętojańską doszedł problem braku światła słonecznego i niedoskonałości ludzkiego oka. ;) Tak czy inaczej, pomarańcz do zmiany.

Po biegu

To jak to było z tym rozjazdem na bajku? Po biegu spotkałem się z kolegą i pojechaliśmy. Po kilku kilometrach kolega złapał gumę… i powiedział żebym jechał dalej, a on sobie poradzi. Już wtedy miałem nastawienie „byle do domu”. Nogi i cała reszta czuła się ok, natomiast gorzej czuła się moja lampka. Ogniwo zasilające lampkę najwidoczniej padało, bo lampka mrugała zamiast świecić. Oczywiście miałem drugie zapasowe. Po 10 minutach od zmiany ogniwa lampka znowu zaczęła mrugać. Generalnie jest z tym jakiś problem :( No i w sumie fajnie, że to teraz wyszło, a nie na P1000J.

Podsumowując

W tygodniu startowym był lekki zjazd z objętości. Podczas biegu wydawało mi się, że czułem 1/2 IM sprzed 2 tygodni. ;) Tydzień po Biegu Świętojańskim mam tri w Starogardzie Gdańskim, a po kolejnych dwóch tygodniach ultramaraton. Gdy to się skończy zostanie niewiele czasu do Ironmana, więc… generalnie nie ma kiedu odpuszczać. Starty są tylko kontrolne i na zapoznanie z wysiłkiem. Liczy się tylko sub5h w Gdyni. No i wypadałoby przeciąć kreskę na Mazurach. Reszta to tło. Walczymy dalej. :) Pozdro!

KnM #35 – Co musisz wiedzieć by zadebiutować w triathlonie?

KnM #35 – Co musisz wiedzieć by zadebiutować w triathlonie?

Play

Strach ma wielkie oczy. W przypadku debiutu w triathlonie najczęściej boimy się skomplikowanej logistyki i wielkiej niewiadomej związanej ze samym startem. To wszystko mija gdy po raz pierwszy przejdziemy przez cały proces. Wniosek? Nie taki diabeł straszny.

Wiele miesięcy temu napisałem cykl artykułów na ten temat. Postanowiłem odświeżyć temat w podcaście. Niektórzy wolą taką formę – to po pierwsze. Po drugie obecnie mam więcej doświadczenia w temacie, a przy okazji mogłem porozmawiać z Marcinem Sobczakiem na ten temat. :)

Linki do wcześniejszego (tekstowego) cyklu na ten temat poniżej:

Jak zadebiutować w triathlonie

Checklista rzeczy do spakowania

Jak dla mnie to jest mega hack w życiu. Checklisty pozwalają mi zawładnąć nad wszystkim co mam do zrobienia. W tym miejscu chciałbym się również podzielić moją checklistą triathlonową:

https://nozbe.how/AyB9z

Jeśli nie masz konta Nozbe to zachęcam do założenia i importowania checklisty do aplikacji.

A teraz zapraszam do odsłuchania odcinka. Jeśli debiut masz za sobą, to pewnie większość z tych rzeczy znasz… aczkolwiek nadal masz szansę na wyłowienie pewnych drobnych tipsów. ;) Pozdrawiam!

(więcej…)

Recenzja Garmin 735xt – test zegarka triathlonowego wagi lekkiej

Recenzja Garmin 735xt – test zegarka triathlonowego wagi lekkiej

Nadszedł moment gdy po długim użytkowaniu Fenixa 3 spróbowałem czegoś innego, czegoś mniejszego. Oto mój test Garmina 735xt. W tekście porównuje go również z Fenixem 3 biorąc pod uwagę wymagania triathlonisty.

Zanim dostałem zegarek do ręki miałem o nim jak najlepsze zdanie. Miał być mniejszy, lżejszy, nowocześniejszy, szybszy (pięta Achillesowa Fenixa), z większą ilością bajerów. Jedynie bateria miała gorzej trzymać z uwagi na jej rozmiar. Na początku lekko zaspoileruje. W obecnym świecie, pełnym urządzeń, które trzeba codziennie ładować człowiek szybko się przyzwyczaja do dobroci w postaci baterii wystarczającej np. na tydzień. ;) Ale do rzeczy.

Wideo recenzja zegarka

Dla tych, którzy wolą oglądać niż czytać przygotowałem recenzję zegarka w formacie wideo.

TL;DR

Świetny zegarek dla triathlonisty i biegacza. Bardzo dobrze spisuje się jako komputerek sportowy, a ponadto jest lekki i dobrze zbudowany. Z drugiej strony pomiar HR z nadgarstka potrafi się mylić, więc jeśli zależy ci na prawidłowych danych koniecznie jest noszenie zewnętrznego paska do mierzenia HR. Z uwagi na małe gabaryty, bateria pada szybciej niż w modelach 9xx/fenix ale wynik nie jest najgorszy.

Pierwsze wrażenie

Otwieram pudełko, wyjmuję zegarek i dokonuje pierwszych oględzin. Nic dziwnego, że na dzień dobry zegarek wydaje się super lekki. Na ręce do tej pory nosiłem głównie Apple Watch, a podczas treningów owego Fenixa. 735xt jest lżejszy od każdego z nich.

Pierwsze wrażenie to głównie ocena wyglądu oraz konstrukcji zegarka. Pod tym pierwszym względem wszystko wygląda „garminowo”. Jest ok, jakość wykonania git. Nie ma się do czego przyczepić. W swojej recenzji o Fenix 3 sporo narzekałem na gumowy pasek, który bardzo nieprzyjemnie ciągnie włosy na ręce. W 735xt pod tym względem jest o wiele lepiej. Nic złego się nie dzieje. Pasek jest bardziej rozciągliwy i miękki ale z drugiej strony lekko plastikowy, dzięki czemu nawet przy ciasnym i szybkim zapinaniu nie rwiemy kłaków. ;) Dla mnie duży plus.

garmin 735xt przyciski

Przyciski maja dość krótki skok (poza start/stop) i lekko (ale wystarczająco) wyczuwalny klik. Naciska się je nieco łatwiej niż w F3. Rozplanowanie jest takie jak w Fenix 3: 3 przyciski po lewej i 2 po prawej. Niestety w ten sam sposób rozplanowane są przyciski w nowym 935xt. Szkoda, bo gdy nie patrzymy na zegarek, to ciasno ułożone przyciski niekoniecznie są dobrym rozwiązaniem. Nie wiem czemu producent zrezygnował w tym przypadku z przycisków na przodzie. Wracając jednak do modelu 735xt…

Ekran można porównać do modelu 920xt. Przesiadając się z Apple Watch każdy Garmin jest brzydki i wyświetla pixelozę. Jednak pod względem standardów zegarków stricte sportowych nie jest to tak istotne. Prezentowane informacje są bardzo wyraźne. Font użyty do prezentacji informacji jest spójny z tym z serii 9xx. Tak jak już kiedyś pisałem, jest czytelniejszy niż ten z serii Fenix.

cyferblat fenix 3 735xt apple watch

Kolejne dwie rzeczy, na które zwróciłem uwagę podczas pierwszych oględzin zegarka znajdują się z tyłu urządzenia. Pierwsza to czujnik tętna. O nim wypowiem się szerzej w dalszej części artykułu. Póki co napiszę tylko, że tam jest. ;)

Druga rzecz to drobny detal, który w porównaniu do Fenixa został lepiej przemyślany. Mowa tutaj o złączu ładowania zegarka i jego okolicach. Na powyższym zdjęciu możesz zobaczyć czym różnią się te dwa modele. I teraz wyobraź sobie dość standardową sytuację: wracasz z treningu, zegarek od spodu jest mokry od potu. Pierwsze co robię gdy wpadam do domu to przemywam twarz wodą i przy okazji ściągam zegarek by go przepłukać. Wszystko jest mokre, więc przecieram urządzenie ręcznikiem. I to jest ten moment, w którym jeszcze pamiętam, że zegarek sygnalizował mi niski poziom baterii. Za chwilę najprawdopodobniej o tym zapomnę. Dlatego chciałbym go od razu podpiąć do prądu. Nie wiem czy podłączanie mokrego urządzenia jest najlepszym pomysłem.

garmin fenix 3 i 735xt zlacza ladowania

Wiem, że w przypadku 735xt mogę w szybki sposób dość dokładnie osuszyć piny do ładowania. Fenixa nigdy nie ładowałem zaraz po treningu (inna sprawa, że nie trzeba go za często ładować :P), bo zwyczajnie nie chciałem nic popsuć.

Podsumowując pierwsze wrażenie. Wszystko na plus. Bardzo mi się ten zegarek podoba, jest bardzo wygodny i mam na niego chrapkę. ;)

Trenujemy / funkcje

Spis funkcji tego zegarka znajdziesz na stronie producenta lub np. na stronie Apexa. Generalnie dzięki temu że zegarek ma GPS i GLONASS podczas treningów mamy pomiar prędkości i dystansu. Natomiast dzięki akcelerometrowi na pływalni mamy pomiar ilości przepłyniętych długości wraz z rozpoznaniem stylu. Jeśli chodzi o wartości pokazywane przez zegarek nie miałem żadnych uwag ani na pływalni ani w terenie.

To czego zegarkowi brakuje w/g specyfikacji to wysokościomierz oraz WiFi. O ile o wysokościomierzu wypowiem się sekcję niżej przy okazji oceny dokładności pomiaru, o tyle w przypadku modułu WiFi – nie bardzo mnie to rusza. Zegarek mam spięty cały czas z telefonem przez Bluetooth. WiFi jest używane do zrzucania aktywności do Garmin Connect oraz do pobierania aktualizacji systemu. Wszystkie te dane mogą również wędrować do/z internetu dzięki smartfonowi, więc jeśli dla kogoś robi to różnicę, to warto przemyśleć zakup, bo podpinanie zegarka do komputera jest metodą z poprzedniej epoki. ;-)

Seria 7xx ma być odchudzoną serią 9xx, zawierającą wszystkie najpotrzebniejsze funkcje zamknięte w mniejszej obudowie. Pod względem treningowym nie ma wielu różnic w stosunku do modelu 920xt czy Fenixa 3. Ten zegarek sprawdzi się w prawie każdej sytuacji standardowego (he he he) życia triathlonisty.

Różnice w stosunku do serii Fenix/920xt (o funkcjach ciąg dalszy)

Porównałem model 735xt z moim Fenixem 3. Bardzo wiele osób zastanawia się czy brać model dedykowany triathlonowi (7xx/9xx) czy może wszystkomający Fenix, który przy okazji jest bardziej trwały i lepiej wyglądający na co dzień. Podsumowanie na większości forach/grupach jest takie, że Fenix ma wszystko to co modele stricte triathlonowe plus dodatkowo funkcje nawigacyjne/adventure. Otóż tak nie jest. Są pewne różnice, które ułatwiają trening. Detale… ale istotne. Jest to szczególnie zauważalne gdy się ma dostęp do pewnych funkcji, przyzwyczai się do nich, a w „nowym” zegarku się ich nie ma.

Pierwszą rzeczą odróżniającą Fenixy od jakichkolwiek innych zegarków jest sposób organizacji menu. W Fenixie wciskając „start” wchodzimy do menu wyboru aktywności. Wybieramy dyscyplinę i znowu akceptujemy „startem”. Natomiast jak chcemy wejść w ustawienia, to przyciskamy dłużej przycisk ustawień. W 735xt jest inaczej. Przyciskając dłużej przycisk ustawień wchodzimy w menu kontroli muzyki, zegara i blokowania zegarka. Reszta opcji jest dostępna po naciśnięciu start i strzałki w górę. Pierdoła ale trzeba się przestawić przechodząc z Fenixa. Dla mnie brakuje w tym logiki. ;)

ekran garmin 735xt

Jeśli jednak taki system jak w 735xt działa szybciej (Fenix 3 jest koszmarnie wolny) to jestem ZA. Cokolwiek przyspieszy nawigowanie po menu, zapisywanie treningów czy odczytywanie historii przyjmuje z uśmiechem na ustach.

Drugą rzeczą, która rzuca się w oczy to brak manualnego multisportu w Fenixie (hej triathloniści!). W Fenix 3 możemy wybrać/zbudować tryb multisport w dowolnej konfiguracji. Dobrze sprawdza się on na zawodach. Jeśli jednak jesteśmy na treningu i chcemy lap’ować jakiś interwał to przycisk „lap” przeniesie nas do następnej aktywności w multisport. Dlatego Fenix 3 nie nadaje się dla osób chcących mieć porządek w dzienniczku treningowym. ;)

W 735xt sytuacja również nie jest idealna. Załóżmy, że mamy do wykonania zakładkę rower+bieg. Odpalamy aktywność roweru i idziemy jeździć. Możemy lap’ować do woli. Kończymy trening i naciskamy stop. Nie zapisujemy aktywności tylko idziemy się przygotować do biegu. Gdy jesteśmy gotowi, wznawiamy aktywność rowerową i przyduszamy dolny lewy przycisk. Pojawia nam się menu wyboru dyscypliny. Wybieramy bieg i klikamy „start”. Od tego momentu zaczyna nam się bieg, po którego skończeniu i zapisaniu aktywności będziemy mieli w Garmin Connect całą zakładkę pod jedną aktywnością „multisport”. Dlaczego to nie jest doskonałe? Bo nie ma zapisanego odliczania czasu na przebranie. :P Czepiam się…

garmin 735xt ulozenie danych

Kolejną rzeczą, do której byłem przyzwyczajony w Fenixie 3 to ułożenie danych na ekranie. Kolejna drobnostka ale o jej zastosowaniu pisałem we wpisie o tym z jakich danych korzystam na zegarku. W 735xt ułożenie z czterema i trzema danymi jest tylko jedno. Taki los.

Czwartą drobnostką, o której chce napisać to wibracja. Pojawia się ona w przypadku pojawiania się dodatkowych informacji na ekranie, np. podsumowanie okrążenia. Nie wiem czy moc wibracji jest taka sama w F3 i 735xt jednak w przypadku Fenixa bardzo rzadko czułem wibracje nadgarstka. Może ma zbyt dużą masę własną(?). W 735xt wreszcie mogłem polegać na tym, że jak „lap” się skończy to go nie przegapię.

Oczywiście jest więcej różnic w tych zegarkach. Seria Fenix ma jakieś metronomy, 3d speed, 3d distance, więcej funkcji nawigacji, hot keys, ustawianie kolorków, wiele więcej ekranów danych czy np. automatyczne przewijanie ekranów (tego pewnie niektórzy używają) jednak przyznam się, że zwyczajnie nie wiem co część z nich robi.  ¯\_(ツ)_/¯

garmin 735xt race predictor

Finalnie mógłbym napisać o tym, że model 735xt ma programy do wyznaczania progu LT w biegu oraz FTP na rowerze (LT jest w Fenixie. Obu funkcji nie ma w 920xt) jednak do tego typu danych mam bardzo negatywne podejście. Tak samo negatywne jak do wyznaczania VO2max i idących z niego informacji odnośnie oczekiwanych rezultatów na poszczególnych dystansach (Race predictor). Biegając dychę na poziomie 41 minut Garmin wciąż twierdzi, że powinienem biegać ją w 36 minut. Maraton zamiast 3:19 powinienem zrobić w 2:46. Takie dane nie mają żadnego sensu. Jeśli jesteś ambitnym sportowcem to zarówno LT jak i FTP wyznaczasz metodami laboratoryjnymi (również na powietrzu). Jak na mój gust sugerowanie się tymi danymi jest zgubne.

Dokładność pomiarów (i ocena pomiaru HR z nadgarstka)

Trening biegowy

Pierwszy trening to 15 minut spokojnego biegu, potem 40 minut biegu w drugim zakresie i znowu 10 minut truchtu/schłodzenia. Trasa prosta jak patyk, bez zbędnego kręcenia się po mieście. Dość równe tempo.

błędy pomiaru gps fenix 3 735xt

Na powyższym screenie po lewej stronie znajduje się wykres wysokości. Fakt, że wykresy są zupełnie rozjechane nie ma większego znaczenia, ponieważ Fenix 3 był prawdopodobnie źle skonfigurowany, tj. ustawiony na daną wysokość w danym miejscu. Mimo wszystko wykresy powinny poruszać się równolegle do siebie. Widać, że Fenix 3 zupełnie się pogubił, a jako posiadasz wysokościomierza powinien teoretycznie podawać lepsze wyniki.

Patrząc na statystyki przewyższeń wyszedł jakiś totalny kosmos. Tutaj 735xt poradził sobie lepiej.

Jeśli chodzi o ślad GPS to oba zegarki sprawiły się bardzo dobrze. Odchylenia zawsze będą i nie będę się nimi przejmował. Patrząc na mapę powyżej mogę napisać, że Fenix 3 poradził sobie lepiej, bo zawsze nawracam tam szerokim łukiem ale to są drobne detale. Poniżej część mapy biegu w oddaleniu – nie widać już żadnych rozjazdów.

slad gps fenix 3 i garmin 735xt

Przejdźmy do HR. W tym wypadku 735xt był mocno zapięty na suchej ręce nim wyszedłem na trening. Po powrocie z treningu miałem ślady na skórze po przyciskaniu paska do mokrej już skóry. Był po prostu mocno zapięty choć podczas biegu to nie przeszkadzało (gdy się o tym nie myślało). Z obserwacji na gorąco widziałem, że Fenix 3 (czyli pasek na klacie) nieco szybciej reagował na zmianę tempa. W przypadku krótkich przyspieszeń może to mieć dla kogoś znaczenie.

hr bieg

Wygląda to bardzo ok. Jednak w późniejszych testach (których plików nie zapisałem :( ) wyglądało to dużo gorzej. Generalnie jeśli 735xt jest mocno ściśnięty na nadgarstku to pomiar powinien być prawidłowy… ale niekoniecznie musi. Dla mnie mimo wszystko ten pomiar jest niestabilny i nie można mu ufać. Przejdźmy zatem do drugiego przykładu.

Jazda rowerem

Spokojny rozjazd rowerem, ok. 70 km. Ponownie ślad GPS jest zgodny, bez większych odchyleń. Sprawdzając nawrotkę na rynku wiem, że Fenix 3 lepiej pokazuje ślad ale tak jak pisałem w przypadku biegu – to są mikro detale.

slad gps i wysokosc garmin fenix 3 i 735xt

Co do wykresu wysokości tutaj mamy już lepszy pomiar i niezłą zbieżność. Który pomiar jest poprawny – nie wiem. Na pewno szpilka 735xt w okolicach 56 km jest błędna. Oczywiście jazda była po asfaltowych drogach. W przypadku jazdy/biegu po lesie teoretycznie to 735xt powinien się pogubić ale niestety nie miałem kiedy tego sprawdzić. :(

A teraz wykres HR z tego treningu.

hr rower garmin fenix 3 i 735 xt

To jest to co widziałem najczęściej gdy porównywałem wartości tętna na Fenix 3 i 735xt (do Fenixa 3 był podpięty czujnik HR na klatce piersiowej). Zarówno na biegu jak i na rowerze. Oczywiście Fenix 3 pokazuje prawidłowe dane (niebieskie) i gdy cokolwiek przyspieszałem to reagował w odpowiedni sposób. W poprzednim przykładzie (z biegu) widać, że pomiar MOŻE BYĆ poprawny ale nigdy nie będziemy pewni czy akurat obecnie taki jest. Jest to kwestia dociśnięcia czujnika do ręki, spocenia skóry i rękawa bluzy, która akurat może zsuwać się z ramienia próbując wcisnąć się pod zegarek.

Podsumowując pomiar HR z nadgarstka

Ogólna opinia jest negatywna. Trochę nie wierzyłem własnym oczom ale w międzyczasie przeczytałem recenzje Antoniego (Fenix 3 HR lub Fenix 5x) i zrozumiałem, że problem nie leży po mojej stronie.

garmin 735 czujnik hr nadgarstek

Inna kwestia jest taka, że zegarek cały czas pokazuje nam RHR (rest heart rate) na podstawie wykresu z ostatnich czterech godzin. Fajnie to jest zrobione. Pokazuje najniższą i najwyższą wartość z ostatnich 4h i do tego wykres tętna. RHR wcale nie jest tożsame z wartością „low”. Wydaje mi się, że takie peaki niskiego tętna są eliminowane.

Z moich dawnych doświadczeń z pomiarem optycznym tętna wynikło, że przy normalnych (nietreningowych) wartościach ten pomiar się mniej gubi. Jeśli zatem wierzyć wartościom tętna spoczynkowego, to w łatwy sposób (teoretycznie) możemy potwierdzić czy słabsza dyspozycja danego dnia to nasze lenistwo, jedzenie,… a może jednak zaczyna się jakaś infekcja.

garmin 735 tetno spoczynkowe rhr

Bateria

W moim teście bateria wytrzymała 3 dni. Mając przez ostatnie 2 lata głównie Fenixa 3 na ręce (Apple Watch noszę od niedawna) odzwyczaiłem się od tak częstego ładowania zegarka sportowego. Ciężko uznać to za wadę. 735xt jest po prostu mniejszy i wiąże się z tym mniejsza bateria.

Zegarek naładowany do 100% odpiąłem od ładowarki o godzinie 8:35 dnia numer 1. W dniu numer 3 o godzinie 21:00 zegarek miał 10%. W tym czasie poza standardowym użyciem zegarka (liczenie kroków, mierzenie tętna, pokazywanie godziny ;)) wykonałem 5 jednostek treningowych: 4 jazdy rowerem (na dworze, więc z GPS) i jedna wizyta na pływalni (a więc bez GPS). Sumarycznie wygląda to tak:

  • 6 godzin z GPS
  • 45 minut bez GPS
  • ok. 60 godzin „czuwania” (w tym ciągłe podłączenie do telefonu po BT i mierzenie tętna)

Źle nie jest ale przy tak intensywnym używaniu Fenix 3 wytrzymałby 4,5-5 dni. Z drugiej strony F3 nie mierzy przez cały dzień tętna. :)

garmin 735xt ladowanie

I jeszcze jedna uwaga. W przypadku długiej aktywności 735xt, tak jak i Fenix 3 mogą być ładowane z power banka podczas aktywności (uwaga dla miłośników trenażerów: nie można podpinać zegarka do komputera, by go naładować, bo wtedy zacznie się synchronizować).

Podsumowanie

Tak jak pisałem na wstępie w sekcji TL;DR (too long; didn’t read – czyli sekcja dla tych, dla których cały ten tekst był za długi by go przeczytać ;)) model 735xt to świetny zegarek. W moim odczuciu mierzy wszystko tak jak powinien. Jeśli obowiązkowo będzie nosiło się pasek (np. na klatę) do pomiaru HR podczas jednostek treningowych to w zupełności sprawdzi się u znakomitej większości zawodników. Oczywiście można doszukiwać się jeszcze braku wysokościomierza ale jeśli nie uprawiamy wielu leśnych wycieczek czy ultra po górach, to nie musi być to wadą. Osobiście wolałbym serię 9xx :) (np. 920xt, bo w 935xt nie ma już przycisków na ekranie ;)).

garmin 735xt na rece