Mój trening aka syzyfowa praca – lipiec-grudzień 2015

Lipiec upłynął pod znakiem urlopu oraz harówki. Taki kontrast. Urlop wypadł w momencie kontuzji pięty, a później starałem się szybko wrócić na odpowiednie tory. Natomiast po starcie w triathlonie trening został mocno przemeblowany. ;)

Ten wpis miał się pojawić już daaaawno temu. Chciałem opisywać swój trening miesiąc po miesiącu ale z uwagi na to, że blog nie jest moim priorytetowym działaniem życiowym, to przesuwałem ten wpis w nieskończoność. Teraz jest świetny moment by podsumować całe drugie półrocze 2015 roku, więc zmuszam się by napisać te kilka akapitów. A jest co wspominać! :-)

Trening w lato był podporządkowane startom w triathlonie. Pomagała w tym boląca pięta, która przeniosła ciężar treningów na rower. Biegałem mało, głównie zakładkowo jako uzupełnienie treningu. Wydawało mi się, że efektem był słaby bieg w Gdyni ale po dłuższym przemyśleniu nie do końca tak było. Składowych było na pewno więcej i jedną z nich była temperatura powietrza tego pięknego sierpniowego dnia. :)

Wracając do lipca statystyki wyglądały następująco:

  • Swim 7 km
  • Bike 583 km
  • Run 78 km

Gdynia, Gdynią, ten trening przyniósł fajny skutek chwilę później. To co nie pobiegałem w lipcu, pobiegałem w sierpniu. W miesiącu w którym startowałem właśnie w gdyńskim sprincie pięta odpuściła i mogłem skupić się bardziej na bieganiu.

Statystyki sierpnia pod względem pływania wyglądały jeszcze słabiej mimo, że w planach był start na dystansie olimpijskim, a do tej pory nigdy nie musiałem zrobić 1,5 km ciągiem w wodzie:

  • Swim 2,5 km
  • Bike 182 km
  • Run 248 km

Sierpień był jednak dość fajnym miesiącem. Zwiększenie ilości kilometrów w bieganiu spowodowało odzywanie się mojej pięty, z którą mocno zacząłem walczyć: fizjoterapeuta oraz mocne postanowienie poprawy z rozciąganiem + dodatkowa walka z piłeczką tenisową, a później… golfową (tj. rolowanie rozcięgna podeszwowego). W międzyczasie wystartowałem również w przedostatniej edycji biegów górskich w Gdyni, które z perspektywy czasu, będę wspominał bardzo przyjemnie. W tamtej właśnie serii zdobyłem pudło kategorii wiekowej w całym cyklu. Mimo tej felernej pięty sierpień był pracowity jeszcze z innego powodu – nadchodzącego wielkimi krokami Maratonu Warszawskiego.

9wrzesien

Cały wysiłek nie poszedł na marne. Wrześniowy start w olimpijce w Przechlewie był ogromnie satysfakcjonujący. Warunki były bardzo nieprzyjemne: ulewa, zimno, wiatr. Jednak w tych warunkach udało się utrzymać psychikę na prawidłowych torach. Do tej chwili pamiętam jak fajnie biegło mi się na tych zawodach. Najpierw ze zlodowaciałymi stopami, później w coraz gorętszej atmosferze. Do dzisiaj też pamiętam wolontariuszy zagrzewających nas do walki. Wystarczy powiedzieć, że ci wolontariusze byli jednym z argumentów by zapisać się w tym roku po raz kolejny na zawody w Przechlewie.

Od tego fantastycznego momentu moja forma zaczęła równią pochyłą zjeżdżać w dół. Oczywiście nic nie dzieje się samemu. Wyśmienicie jej w tym pomagałem. Zabawy w piłkę nożną, piwkowanie i różnie takie sympatyczne akcje doprowadziły mnie do startu w Maratonie Warszawskim. Same przygotowania do tego startu przebiegły biegowo całkiem nieźle. Gorzej było z calutką resztą. Start nie byłby taki zły gdybym nie zagrał z maratonem w rosyjską ruletkę ale o tym poczytasz już we wpisie o MW.

Wrześniowe statystyki? Coś tam jeszcze przerobiłem mimo dwóch startów i chwil odpoczynku po nich:

  • Swim 5,8 km
  • Bike 162 km
  • Run 231 km

Skoro z maratonem nie wyszło (celem na ten rok było złamanie 3:30), nastawiłem się na zabawę z 1:33 w półmaratonie oraz 40′ w biegu na 10 km. Plany pokrzyżowało mi życie. Zamiast spinać się na start w połówce odpuściłem, przerzucając priorytet na wyjazd rodzinny. Pamiętam, że bardzo dobrze się z tym czułem. Przynajmniej nie miałem okazji do zawiedzenia swoich planów, bo choć czułem się dobrze, to 1:33 pewnie bym nie pobiegł… ale to już tylko gdybanie. W październiku odbył się kolejny bieg górski (tydzień po maratonie), który pokazał mi, że prawdopodobnie nie doszedłem jeszcze do siebie. Starałem się ale mocy brakowało i pobiegłem tę trasę najsłabiej w tym roku. Nie musiałem się jednak tak wysilać, bo pucharek i tak mi się należał. :P

10pazdziernik

Wolumen październikowego biegania nieco się zmniejszył, ponieważ trening był zdecydowanie bardziej intensywny. Rower natomiast dopełniał ogólnego rozwoju siły moich kopytek:

  • Swim 11 km
  • Bike 249 km
  • Run 220 km

Nadszedł długo oczekiwany listopad. Miesiąc o którym myślałem baaaardzo długo a nawet dłużej. Właściwie od czerwcowego startu w Biegu Świętojańskim Zamykał on 3 lata startów w biegach gdyńskich. Był końcem mojej trzeciej medalowej układanki. Jednocześnie miał on dać mi upragnioną trójkę z przodu. Zatem był jedyną szansą na zrealizowanie choć jednego celu na rok 2015. Jak wyszło – o tym już pisałem. Po starcie miałem mieć ponad 2-tygodniową przerwę w bieganiu. Sezon był zakończony, a ja mogłem mieć tylko do siebie pretensje jak bardzo dałem d… w ostatnich 2 miesiącach.

Statystyki listopada to to co poniżej, kilka wizyt na masażu oraz podejrzenie pęknięcia żebra:

  • Swim 4,7 km
  • Bike 26 km
  • Run 76 km

Nie będę tutaj pisał jak bardzo wszystkiego miałem dość. You get what you earn. Po przerwie chciałem wrócić do treningu ale bolało mnie żebro. Gdy ból się zmniejszył to zaczęło boleć gardło i pojawił się katar i takie tam bajery. Nastawienie się zmieniło na „mam wszystko w D”. Z takim właśnie nastawieniem zrobiłem w grudniu 4 km w wodzie oraz 58 km w biegu. Poza tym nie odmawiałem sobie niczego, tzn. NICZEGO. Grudniem pogrążyłem to co nazywałem wcześniej formą. Za to psychicznie zrzuciłem z siebie ciężar… choć waga pokazała coś zgoła odmiennego. Powitałem się znowu z uczestnikami klubu 90+. Konkretniej mówiąc zamiast dojechać do 80 kg wagi dojechałem do 90.

Na przełomie roku, ze sporym opóźnieniem rozpocząłem nowy sezon. Gardło nieco odpuściło, zobaczymy na jak długo. Zacząłem truchtać, w Nowy Rok wybiegałem kaca i trzeba było zacząć realizować jakiś plan treningowy by zrobić coś fajnego w 2016 roku. Wszystkie fajne „cosie” spisane są na liście moich startów. :)

Podobne artykuły…

Garmin FR 745 – recenzja

Garmin FR 745 – recenzja

Lekki, wszystkomający, matowy, ładnie wyglądający - tak najkrócej można opisać nowy model serii 7xx od Garmina....

Obóz biegowo-oddechowy u Jagody – edycja letnia

Obóz biegowo-oddechowy u Jagody – edycja letnia

Po raz kolejny (po edycji zimowej) gościłem u Maćka vel Jagody na obozie biegowo-oddechowym. Prawdę powiedziawszy jechałem tam bardziej towarzystko niż sportowo, a przy okazji zaliczyłem małe bieganie po górach ;) Po więcej zapraszam na youtube’a.

0 komentarzy