Bieg bez spiny. Zero wymagań co do wyniku. Później komfortowe choć mocne tempo, dobry finisz i niespodziewana życiówka. Tak to było w telegraficznym skrócie.
Pobudka, śniadanie i jazda bo musiałem pozałatwiać trochę rzeczy. Pomijając szczegóły, nie zdążyłem na wspólne zdjęcie pod akwarium ale zdążyłem chociaż się rozgrzać. Przed startem standardowa gonitwa w poszukiwaniu kibla. Masakra nadciągała nieubłaganie i nie było ratunku. Na szczęście kolega Szymon poratował monetą (a nawet banknotem ;) ), więc tym razem to nie toi toi uratował mi życie, a murowany budynek koło mariny. :P Biegusiem do strefy startowej i jeszcze zostały z 3 minuty na odetchnięcie. Timing ekstraklasa! :D
Ruszyliśmy razem ekipą. Biegło się mega komfortowo. Tempo 4:24, 4:20, 4:16, cały czas w okolicach 4:20 i świetnie się czułem. Czasami coś chciałem przyspieszyć ale raczej nadwyżki sił i chęci zużywałem by utrzymać tempo na podbiegach. Nie biegłem na czas tylko chciałem zaliczyć mocny start, by na mecie nie było bardzo źle. ;) Muszę przyznać że fajnie żarło. Urywałem kolejne sekundy na kolejnych kilometrach żeby dać z siebie wszystko na Świętojańskiej. Wydawało mi się że wręcz nią lecę ale też zostawiam tam sporo zdrowia. W praktyce niestety jednak zwolniłem choć siódmy kilometr w 4:30 nie jest złym wynikiem. Później już ogień… ale nie do końca. Nie wiem jak to wyszło ale ósmy kaem poszedł w 3:57, dziewiąty zwolniłem i wyszedł w 4:14, a ostatni wraz z fajnym finiszem w 3:49. Przez zdecydowaną większość zawodów biegło mi się komfortowo. ZA BARDZO KOMFORTOWO jak na bieg na 10 km.
Świetne zawody. Bez spięcia pośladów, ale z wykorzystaniem pełni swoich możliwości. Zdaje sobie jednak sprawę, że to nie koniec. To nie jest koniec moich możliwości, bo przecież średnie tętno z tej dyszki wyszło 165 bpm. Jest jeszcze z 10 uderzeń na sekundę zapasu, a to musi się przełożyć na tempo. Mam nadzieję, że zupełnie się odblokuję i w to lato osiągnę wreszcie upragniony wynik. Oczywiście z trójką na przedzie. :-)
0 komentarzy