To jest właśnie piękno tych zawodów. Mimo, że wszyscy biegniemy razem, w grupkach mniejszych lub większych, to nie ścigamy się ze sobą nawzajem. Staramy się tylko prześcignąć jedną osobę – samego siebie.
Bieg Urodzinowy Gdyni – 10 km. Cel – pobiec poniżej 40min, czyli 4’00/km.
Jak zwykle ustawiłem się za daleko od linii startu. Choć była to strefa na 35 min, to i tak biegła przede mną masa biegaczy pokroju np. pewnej kobiety, która w pewnym momencie, wyraźnie rozgoryczona, zatrzymała się, wołając do swego lubego „Igor!!! a ty mi zdjęcia nie robisz?!” żenada… mało nie wpadłem na nią. Tak więc pierwsze dwa km trudno nazwać bieganiem. To było raczej coś w stylu biegu z przeszkodami. Mimo tego uzyskałem zaskakująco dobre tempo, czyli na 1km – 4’18, na 2km – 4’16. Obawiałem się, że to było wolniej. W sumie po pierwszych dwóch kilometrach miałem ponad 30 sek straty do planowanego tempa ale wiedziałem, że prawdziwe bieganie dopiero zaczynam. Na trzecim kilometrze mogłem się wreszcie rozpędzić i ten odcinek napawał mnie optymizmem. Uzyskałem czas 3’55 przy sporym zapasie sił i pulsie Hr=165, pomyślałem „jest dobrze, tylko biegnij spokojnie i równo”.Niestety, kolejne dwa kilometry znów poniżej oczekiwań. Zamiast 4’00 było po 2 razy po 4’10. Sam nie wiem czemu nie pobiegłem szybciej. Niby był zapas tlenowy, sił, kondycji, niby wszystko ok… a jednak za wolno :/ na półmetku czas 20’49 to sporo poniżej oczekiwań. I tu pojawił się ratunek. Wyprzedził mnie zawodnik w białej koszulce, z reklamą jakiegoś banku spółdzielczego. Temu zawodnikowi należą się podziękowania ode mnie. :) On biegł z boku, równo, szybko, i od razu wiedziałem, że to jest to tempo. Uczepiłem się jego pleców. Wpatrzony w jego tempo, szósty oraz siódmy kilometr przebiegłem odpowiednio w tempie 4’02 i 4’05. Na ul. Świętojańskiej wyprzedziłem mojego „zająca”, Znów potwierdziło się, że podbiegi to moja silna strona. Co prawda, nie jest to może jakiś stromy podbieg, ale jednak się ciągnie ładny odcinek, a mi się udało utrzymać wciąż tempo 4’05 przy Hr=167.
Ósmy kilometr – wciąż tempo 4’05. Na dwa kilometry przed metą miałem w sumie około minuty straty do zakładanego tempa 4’00. Wtedy wiedziałem że już pora pobiec na max-a. Przy Hr=171, na ostatnich dwóch kilometrach uzyskałem czasy równo po 3’45 (głównie dzięki długiemu zbiegu przy Urzędzie Miasta oraz finiszowi na ostatnich 300-400 metrach). Efekt – czas netto 40:31. Gdybym szybciej zaczął, na pewno była szansa na złamanie granicy 40 min. Ale cóż, co się odwlecze to nie uciecze. :) Pozdrawiam wszystkich którzy mieli cierpliwość przeczytać ten tekst do końca :)
Za powyższą relację dziękuje Karolowi Lipowskiemu :) Gratulacje! Mega wynik. Fajne bieganie. 4:00’/km. Też tak będę za 5 lat :P
0 komentarzy
Funkcja trackback/Funkcja pingback