To nie był dobry miesiąc. ;) Najpierw było odpoczywanie po PMW, później szwankowało zdrowie i męczyłem się okrutnie na Biegu górskim. Trenowałem tylko w drugiej połowie miesiąca.
Poprzedni tydzień to wstęp do szybszego biegania zakończony wspaniałym (jak na moje możliwości) startem w Parkrunie. Obecny tydzień, na przełomie kwietnia i maja to już konkretna walka. Na papierze ten trening wyglądał bardzo niewinnie. Miało być łatwiej niż podczas treningów przygotowujących do półmaratonu. Gdy policzyłem, że tygodniowe obciążenie nie przekracza 50 km to pomyślałem, że będę mocno cisnął na szybkich odcinkach, bo organizm będzie w miarę wypoczęty. Zderzenie się z rzeczywistością bolało, jak zwykle. :D
W obecnym tygodniu #18/2014 treningi 1 i 3 to ostra walka, a 2 i 4 to spokojne bieganie. Obecnie gdy „spokojne bieganie” latam do 145 bpm, na mojej twarzy maluje się uśmiech. Te prędkości, na płaskim asfalcie pół roku temu były wielkim wyzwaniem. Staram się jednak wybierać leśne pagórki, by te lekkie treningi miały w sobie mniejsze lub większe wyzwania.
Treningi 1 i 3 to zupełnie inna para kaloszy. Każdy z nich zaczynał się tym samym pakietem podstawowym. Dla rozruchu były to 3 km do 145 bpm, później do 10 minut ćwiczeń i parę 20-sekundowych przyspieszeń. Wtedy następowało danie główne, po którym w teorii miało być ok. 2 kilometrowe rozbieganie. Owo danie główne w pierwszym przypadku to 10 x 500m (2:20) przerywane 300 m truchtu, natomiast w drugim przypadku 5 x 1000 m (4:40) przerywane 400 m truchtu. Czyli tempa były te same 4:40’/km natomiast różnej długości były odcinki. Może mała dygresja co do tempa. Otóż moja życiówka na 10 km była biegana tempem 4:45’/km więc… jak na mnie to było mocne szarpnięcie.
Pięćsetki wychodziły dobrze. Trzymałem zadane tempo kręcąc kółka na rumskim MOSiRze. Fest się zmęczyłem, jednak dałem radę. Tysiączki szły zdecydowanie gorzej. Po pierwsze, biegłem po zupełnie nowym terenie. Po drugie, był on lekko zróżnicowany (żadnych wielkich gór ale parę pagórków było. Suma przewyższeń dla treningu 1 wyniosła 15 m, a dla treningu 3… 160 m ;) ). Po trzecie, zabrakło chęci, a raczej bojowego nastawienia. Dobra, koniec wymówek. Średnie tempo odcinków 1k zamiast 4:40 wyniosło 4:46. Niby nieduża różnica ale… dobrze że w biegu pomagały widoczki. :) Trochę się pogubiłem między wioskami i zamiast 2 km rozbiegania wyszło 5 km. Te ostatnie 5 km to powolne dreptanie z ssącym i bolącym brzuchem. Z tego co wyczytałem na profilu Marcina Chabowskiego, mogło być to spowodowane zakwaszeniem.
Marcin … a nie lepiej bez tych pomiarów, statystyk i wyliczeń ? Buty na nogi, spodnie na tyłek i … Forrest Run !
Żartuję, dobrze się czyta :)
Jeansy na tyłek i run! :) Czasami dobrze jest tak pobiec. Sam tak raz na długi czas pobiegnę. Na codzień jednak wolę testować się i sprawdzać czy jest jakiś proges. Jest to jedna z rzeczy, które mnie motywują. Ale wydaje mi się że jest tak jak mówisz i każdy czasami powinien odrzucić wszystko i pobiec zupełnie bez niczego (ale nie że na golasa ;) ).