Gdy dzisiaj rano zapinałem pasek od spodni wydało mi się, że zaciągam go jakoś daleko. Oczywiście to subiektywne odczucie ale gdy stanąłem na wadze okazało się, że znowu gdzieś uciekł mi jeden kilogram. Zrzucenie kolejnych to jeden z moich celów więc niezmiernie się ucieszyłem.
Na początku maja bieżącego roku waga pokazywała 97 kg. Trochę przybyło mi po ćwiczeniach na siłowni. Pierwszym etapem miało być zjechanie w okolice 88-89 kg. Walka trwa. Dzisiaj na liczniku było już 91. Po osiągnięciu wartości poniżej magicznej dziewięćdziesiątki oczywiście nie spocznę w wycince. Dopóki nie będę wyglądał jak suchar podzielony przez 2 ;) będę próbował coś uszczknąć. Wszystko dla dobra moich stawów i czasów ;) Z drugiej jednak strony nie chcę wyglądać jak przepiór, więc mięcho musi zostać gdyby przyszedł czas na ustawkę pod stadionem ;)
Celów startowych jest bardzo wiele, począwszy od dystansów, a kończąc na osiąganiu konkretnych czasów. Nie przewiduje żadnych startów w „ultra” :) W tym roku do zrobienia zostało tylko pobicie 50 minut na dyszkę. Próba odbędzie się 11.11. Chyba, że zepsuję sobie niespodziankę na listopad i strzelę rekordzik za półtora tygodnia w Gdańsku. Wątpie jednak aby to nastąpiło. Jak to się mówi, jestem za cienki w uszach… lub za gruby w pasie.
Nie będę rozpisywał dokładnie planów na kolejne lata. W głowie mam jednak poukładane: co, kiedy i jak, przez następne 4 lata. Generalnie chodzi o to by zrobić IM (prawdopodobnie Frankfurt, bo najbliżej) w 2016 roku :) Ambitnie ale mamy dużo czasu. W tym roku zaczynam naukę pływania także tego… ;) ;) ;) ;) ;)
Koniec klepania w klawisze. Czas na kąpiel po treningu. Dzisiaj spokojna, wolna ósemka.
0 komentarzy