Wiele razy próbowałem tworzyć jakieś teksty w necie. Najczęściej podchodziłem do tego bardzo zmotywowany. Tym razem podszedłem do tematu lekko od niechcenia… i pierwszy raz zostałem z tą formą na dłużej.
Zacząłem pisać gdyż była to moja kolejna motywacja do utrzymania reżimu treningowego. Przez ostatni rok, tylko raz miałem wielką ochotę dać sobie ze wszystkim spokój i w tamtej chwili byłem strasznie zły na to, że zacząłem pisać tutaj, na tym blogu. Naprawdę postarałem się, by mi nie przeszła chęć na bieganie i pływanie. :) Wiele razy mi się nie chciało, wiele razy chciałem zrezygnować, schować się pod dywan albo chociaż pozostać przy bieganiu, skoro nie idzie mi nauka pływania. Gdzieś tam w oddali był jednak cel. Co prawda bardzo daleko ale z drugiej strony ja… bardzo chciałem. Jak widać do tej pory udawało się zwalczyć wszelkie „nie chce mi się”, „nie udaje mi się”, „nie umiem”, a nawet „nie mam czasu” czy „jest okazja by przestać”. Oficjalne przyznanie się do swoich marzeń ma jednak w sobie jakąś moc. :) Do nie odpuszczania na pojedynczych treningach bardzo zmotywował mnie trener. Nie chodzi o to, że stał nade mną. Zapisane przez kogoś innego litery na kartce były dla mnie czymś, co zwyczajnie musiałem wykonać. Nawet gdybym umiał rozpisać sobie sam dobry trening, to łatwiej byłoby coś skrócić/odpuścić, bo „akurat wieje wiatr”. To siedzi w psychice. Chyba nigdy nie miałem mocnej, co widać po mojej wiecznej walce ze słodyczami. ;)
Motywacja jednak nie pochodziła tylko ze środka. Tytułowy obrazek ma coś w sobie. :) Nie przewidywałem takiej sytuacji. Blog miał być pamiętnikiem, spisem myśli, dzienniczkiem treningowym. Po 2-3 miesiącach pisania dostałem kilka wiadomości od znajomych, którzy powiedzieli, że czytając mnie, też zmotywowali się do ruszania. Oczywiście napotkali takie same problemy jak, ja i prawie każdy, kto zaczynał kiedyś biegać. Cóż, ja zawsze mówiłem, że takie bieganie jest bez sensu. Nienawidziłem tego. Teraz już nie muszę się do niego zmuszać. ;) Rozmowy z osobami, które rzekomo natchnąłem do działania były potężną dawką obustronnej motywacji. Coś niesamowitego. :) Okazało się, że to był dopiero początek. Takich osób było coraz więcej, a później nastąpiła cisza… po której niektóre z tych osób dziękowały za to, że pomogłem im wytrwać w regularnych ćwiczeniach i że zaczęło im się to podobać. Ja pomogłem? Ja tu tylko zaspokajam moją hedonistyczno-narcystyczno-ekspresyjną naturę. ;) To wszystko ma jednak wpływ na to jak zacząłem postrzegać pisanie na blogu, choć wciąż nie wiem, w którą stronę chciałbym z IF iść. Na razie zresztą nie mam czasu na myślenie na ten temat. :P Tak czy inaczej chciałem przesłać wielkie DZIĘKUJĘ! dla tych kilkunastu osób, z którymi miałem przyjemność rozmawiać przez ostatni rok!
Niestety emocje związane z tym wpisem blokują moją kreatywność i nie umiem wyrazić tego co bym chciał. :( Zresztą nie ma co tworzyć romantycznych czy ckliwych wpisów. Trzeba skończyć wpis, ubrać buty i zrealizować plan – jak zawsze. ;) Do zobaczenia na biegowych (i nie tylko) trasach. :)
„Your life is your message to the world. Make it inspiring.”
Lorrin L. Lee
Marcin
gratulacje i życzenia powodzenia w blogowaniu i trenowaniu!
Poznaliśmy się przecież dzięki bieganiu, a ściślej spotkaniu z okazji zawodów biegowych w stolicy.
Mam nadzieję, że trafi nam się następna biegowa okazja do spotkania :)
pozdrawiam
Dzięki Piotr. Super koleś jesteś. Ledwo co się poznaliśmy w marcu i od razu fajnie się zaczęło z tobą gadać. Dzięki też za zorganizowanie spotkania przed PMW! :)