Kolejny mocny tydzień za mną. Nazwałem go tygodniem cudów ;) Idę do przodu, omijam przeszkody lub z nimi walczę. Ten tydzień miał być ciężki, a okazał się całkiem znośny. Trening numer 2 i 4 w tym tygodniu to jak zawsze wolne wybiegania do 140 bpm. Tutaj nie przykładał bym zbytniej wagi do prędkości, bo te treningi są robione raz na w górzystym lesie, a innym razem po płaskim asfalcie. Pokusiłem się jednak o pewne porównanie treningów, które odbyły się na podobnej trasie. Podobny był również dystans i cel treningowy. Między treningami było 5 tygodni czasu. Czasu przepracowanego i bieganego. Czerwone wartości to te warte porównania. Jest duuuużo szybciej i to przy niższym tętnie. Czuję moc :)
Co innego natomiast z treningami numer 1 i 3. Wtedy jest walka. W tym tygodniu były 2 i 3-minutowe przyspieszenia. Myślałem że ciężko będzie biec poniżej 5:00 przez 3 minuty ale przecież 11.11 mam mieć średnią prędkość w okolicach 5:00 przez 50 minut. Tak teraz sobie to tłumaczę ;) Prędkości wychodziły jednak bliżej 4:40-4:50, ja sapałem ale czułem, że mogę szybciej. Drugi akcent w tym tygodniu to 8 x 1 km z tempem 5:15. Też wyszedł minimalnie szybciej i… nie było sapania. Stwierdziłem, że coś musiało się stać z paskiem do pomiaru tętna, bo widziałem wartości typu 142 bpm podczas ostatnich kilometrów. Zastanawiające. Jestem niedowiarek.
Rozstrzygnięcie zagadek nastąpi za 9 dni.
0 komentarzy