Gdy ostatnim razem chciałem więcej popisać o swoich przygotowaniach skręciłem kostkę. Teraz zacząłem podobnie, skończyłem z gipsem… mimo wszystko piszę dalej… choć nieco wolniej. ;) Na zdjęciu niezrównana Chrissie – taka moja mała motywacja. ;)
Jedno jest istotne. Nadal trenuję. Nie tak jakbym chciał ale tak jak mogę. Chciałem biegać jednak rodzina się zamartwiała, więc odpuściłem truchtanie. Wsiadłem na rower. ;) Trenażer i wio! Czy tak uda się przygotować do maratonu? Nie wiem. Na pewno lepsze to niż użalanie się nad sobą. Walcząc z tymi (i innymi) przeciwnościami losu trzeba się postarać. Wielu to nie w smak… trudno.
W tygodniu świątecznym miało być tak:
1. Run: 14km<145bpm
2. Run: 10km<145bpm; ćw.10’+3×20”/40”; 2km<145bpm = 13 km
3. Run: 14km<140bpm
4. Bike: ???
Nieco się nawet ucieszyłem, bo udało się trochę przerobić mimo nowej dla mnie sytuacji:
1. Run: 13km<145bpm
2. Tren.: 60 minut (b. niska intensywność)
3. Tren.: 70 minut (b. niska intensywność)
4. Tren.: 60 minut (niska intensywność)
5. Tren.: 100 minut (niska intensywność)
Ku mojemu zaskoczeniu z formą do kręcenia jest bardzo nie po drodze. Brak mocy w nogach. Tętno spokojne jak na spacerze, a w nogach czuje, że jak podkręcę opór w trenażerze, to pieczenie nóg mnie za parę minut zastopuje. Nie wiem czy to wina tego, że jadę w domu czy jestem aż tak słaby. Co prawa ze zdrowiem też jest tak sobie ale bez przesady. Skala oporu w urządzeniu jest od 1 do 10. Jadę prawie cały czas na 3 ale powoli przygotowuje się do wejścia na 4 dla spokojnych wyjeżdżeń. Wszystko kwestią czasu ale… trzeba wrócić do biegania.
Nie wiem kiedy, nie wiem jak. Teraz zrobiło się dodatkowo ślisko i prawdę powiedziawszy sam z siebie się cykam, że jak wyjdę na trening biegowy, to się wyłożę i błąd zmieni się w wielbłąd. Tego nie chcemy. ;) Dlatego trzeba uzbroić się w cierpliwość i po raz kolejny spróbować przekuć to w coś dobrego. Nawet mam takie pobożne życzenie: CORE, CORE, CORE… ;-) (czego sobie i wam życzę!)
„Success each day should be judged by the seeds sown, not the harvest reaped.”
John C. Maxwell
0 komentarzy