Właściwie przez cały tydzień uprawiałem nową dyscyplinę sportu. Olewka na wszystko. Trochę tak chciałem, mocno zmusiła mnie do tego sytuacja czasowo-życiowa. W zamian teraz jestem wypoczęty i bojowo nastawiony do realizacji planu treningowego… jak go zobaczyłem, to mocniej otworzyłem oczy. Szykuje się naprawdę ciężka robota do przerobienia.
Tydzień był lajtowy. Poniedziałek i środa basen. Robimy na zajęciach kolejne ćwiczenia i powoli zmierzamy ku pierwszym długościom basenu bez pomocy. Wtedy zostanie tylko do poprawienia technika i… wiele kilometrów wypływanych na basenie i otwartym akwenie, by poprawić wydolność. Tylko tyle… tylko ;)
Troszkę też biegałem. Trafiła się jakaś dyszka we wtorek i piętnastka w sobotę. Po parodniowej przerwie w środku tygodnia, sobotnie wyjście było bardzo potrzebne. Gdzieś na 12-stym kilometrze pozbyłem się całej irytacji, która narastała przez tydzień. Polecam wszystkim takie odreagowanie. Najlepiej 3-5 razy w tygodniu :) Nie był to tydzień wielkich cyfr czy emocji. Mimo lekkiego podrażnienia własnego sumienia, podobał mi się. A teraz czas na ogień. Zima będzie ciężka. Nawet wtedy gdy będzie lekka ;) temperaturowo.
„Some people feel the rain. Others just get wet.”
Bob Marley
Nie narzekaj. Ja marzę o takim tygodniu. W zeszłym tygodniu ledwo co wyzdrowiałem, poszedłem biegać i znowu się rozchorowałem. A nowy licznik leży grzecznie schowany w szufladzie.
Rozumiem twój ból. Ja się cieszę w sumie z tego tygodnia, choć tak jak pisałem, w środku tygodnia mnie wszystko wkurzało, przez gryzące sumienie.