Treningi w tygodniu startowym były męczące ale przed startem byłem pełen sił i motywacji. Jak się okazało, motywacji było chyba aż za wiele. ;)
Są biegi ciężkie, lekkie, do których podchodzimy na luzie lub nastawiamy się na maksa. Po biegach, w których chcemy dać z siebie wszystko możemy czuć się usatysfakcjonowani (niezależnie od tego czy udało nam się zrealizować cel) lub nie do końca. Ten Parkrun muszę zaliczyć do biegów w których zamiast 100% dałem ciała. Zbyt mocne otwarcie i później nie było co zbierać.
Kilka dni po biegu jednak wrócił mi humor. Co z tego, że nie udało mi się wykrzesać wszystkiego co potrafię, bo spaliłem się na początku. Ten początek miał swój urok. Nie patrzyłem na zegarek tylko delektowałem się krótką chwilą biegu w czołówce zawodników. :) Dopiero po chwili spojrzałem na zegarek, tempo wskazywało poniżej 3:20. Odpuściłem lekko, wyprzedziło mnie parę osób. Pierwszy kilometr wyszedł w 3:46 i to był początek końca, chociaż wtedy jeszcze obliczałem w głowie, że jak pojadę tak do końca to jest szansa na złamanie 19 minut… ;)
Po kolejnym kilometrze już nie myślałem o łamaniu 19 minut, a raczej o utrzymaniu tempa w okolicach 4:00. Niestety było o to bardzo ciężko. Na koniec drugiego kilometra wiedziałem już, że zrobiłem sobie „kuku” i każda kolejna minuta, będzie okupiona bólem, którego wcale nie musiało być. Po nawrotce przy budce Morsów miałem ochotę przejść do marszu. Masakra. Pobiegłem dalej… bez jaj, aż takiej wioski nie zrobię. Zdychałem, wku***iałem się. Tyle z tego całego wkurzenia wyszło, że po spojrzeniu na zegarek 200 m przed metą spiąłem poślady, żeby zejść poniżej upragnionych 20 minut. Udało się. Fajnie. Super… wcale nie super, a przynajmniej tak się nie czułem. Lepszy finisz miałem parę miesięcy wcześniej w biegu na 10000 m.
Cóż. Okazuje się, że 5000 m to nie jest dystans, który „jakoś się przekula” nawet po zbyt mocnym otwarciu. Wiadro zimnej wody na głowę (nie, to nie jest IBChallange ;) ), bo zimnej krwi na pewno brakowało. Za mało startuje w 5k, za mało startuje w półmaratonie… a jak się okazuje, podstawowe doświadczenie zebrane z takich startów bardzo się przydaje. ;) Jedno jest pewne. Trzeba zrewidować strategię na start w 52. Biegu Westerplatte. Z drugiej strony nie chcę zacząć za wolno… ;) 4:10 będzie ok?
Wszystkie zdjęcia pochodzą od organizatora. Tutaj znajduje się pełna galeria. Przy okazji zapraszam na Fan Page Parkrun Gdynia.
0 komentarzy
Funkcja trackback/Funkcja pingback