Czas na zmiany. Zmiany na lepsze. Bo lepsze jest wrogiem dobrego.
Kontuzja kostki pozwoliła mi zatrzymać się (dość dosłownie, hłe hłe), przemyśleć parę spraw i co nieco posprawdzać. Dała też okazję do lepszego poznania swoich braków i niedoskonałości. Kto by pomyślał, że jestem niedoskonały? ;-) Z niechęcią wybrałem się na zabiegi, które miały za zadanie przyspieszyć mój powrót do zdrowia. Półmaraton Gdański szybko się zbliżał, a ja wciąż odczuwałem ból w stawie skokowym. Samych elektrostymulacji i ultradźwięków opisywał nie będę. Chodziłem na zabiegi TUTAJ. Możesz sobie zobaczyć z czym to się je i wygooglować więcej informacji.
Z uwagi na sympatyczną obsługę gabinetu i ich spore chęci do dzielenia się informacjami, zacząłem wypytywać o różne części mojego ciała. Starałem się nie pomijać niczego, co zaobserwowałem w sobie w ostatnich miesiącach. W efekcie tego pan Maciej wziął mnie na spytki i zrobił kilka ćwiczeń/badań sprawdzających. Wyszło to i owo. Dowiedziałem się bardzo oczywistych rzeczy, na które sam nigdy bym nie wpadł.
Jednym z prostych ćwiczeń było leżenie na plecach. Nogi zostały pociągnięte w dół i przyciśnięte tak by leżały nieruchomo. Podniosłem lekko głowę – były równiutko. Mając nogi nieruchome podniosłem się do siadu płaskiego. Okazało się, że w tej pozycji jedna z nóg wystaje o centymetr niżej niż druga. Od lat wiem, że założenie prawej nogi na lewą robię bez problemu nie czując napięcia w mięśniach, natomiast założenie lewej nogi na prawą odbywa się z dużym trudem. Okazuje się, że przez lata układając nogi po najmniejszej linii oporu pogłębiałem wadę. Efekt: biodro wypchnięte do przodu z jednej strony. Przez owe biodro również stawiałem lekko krzywo stopy. Z tego też powodu stawiałem je nierównolegle do podłoża co w ostatnich tygodniach poskutkowało kilkukrotnym stanięciem bokiem stopy na podłoże i finalnie skręceniem kostki.
Co robić? Jak żyć? ;) Gdy już uporam się z kostką mam zamiar razem z fizjoterapeutą zająć się postawą oraz zluzować mięśnie. Sporo pracy przede mną ale jestem na nią gotowy… przynajmniej tak mi się wydaje. ;) W efekcie chciałbym biegać ładniej, ekonomiczniej i wolniej… Zostałem ostrzeżony, że mięśnie będą pewnie pracować minimalnie inaczej i nim się przyzwyczają osiągi mogą się pogorszyć ale później będzie lepiej. Także zapowiada się zimowa praca u podstaw. Dawno temu powinienem był to przerobić. Teraz jest okazja, jest świeżość pomysłu, jest odpowiednie miejsce do posunięcia tematu i jest motywacja.
W związku z całą akcją październikową pod kryptonimem „kostka-kaputt” zluzowałem z ambicjami na najbliższe miesiące. Jak gdzieś będę biegł, to będę biegł na wynik ale bez ciśnienia na rekordy. Dopiero w lutym pewnie pocisnę na urodzinowym, a później… debiut na nowym dystansie, więc pewnie też nie będę za bardzo kozaczył. ;) Po dwóch tygodniach muszę to powiedzieć: brakuje mi biegania.
Ile rzeczy się człowiek uczy o sobie przez to bieganie :D
Ech, a ja nie biegam i nie brakuje mi tego biegania :)