Wielokrotnie pisałem na blogu o tym, że to miejsce jest jednym z moich motywatorów do kontynuacji treningów. Z tego co mi wiadomo działa też tak na czytelników co jest zupełnie odjechane. :) Podobno z motywacją jest jak z kąpielą. Zaleca brać się ją codziennie. ;) Ten post będzie kolejną moją próbą ulepszenia własnego tygodnia treningowego. Parę razy już próbowałem, zawsze poległem. Cóż innego można zrobić niż spróbować jeszcze raz?
Ostatnio czytałem stwierdzenie, że wiele osób biega i oprócz owego poruszania się na dworze nie robi nic innego by polepszyć swoje wyniki na zawodach. Mowa oczywiście o omijaniu rozciągania lub (co dzieje się dużo częściej) gimnastyki siłowej (GS). Dzieje się tak, ponieważ podczas treningu widzimy wiele innych osób (które możemy pozdrowić na trasie), natomiast nie wiemy czy dana osoba spędza kolejne godziny na treningu w domu czy na siłowni. Zdecydowaną większość GS możemy zrobić w domowym zaciszu, a jak wiadomo z mobilizacją do treningu w domu jest ciężko. Do tego jeszcze inni domownicy patrzą na nas jak na … (wpiszcie sobie to co przychodzi wam na myśl ;) ). Nie jestem wyjątkiem. Też mam ten problem.
Dlatego też powstała pewna akcja, o której opowiadam poniżej.
Dodatkowo będę starał się być bardziej transparentny w opisywaniu swoich tygodni treningowych. To taki trick – łudzę się, że pozwoli mi to zacząć REGULARNIE ćwiczyć w domu, a przy okazji rykoszetem dostaną czytelnicy. :) O to w tym wszystkim chodzi. Razem raźniej! Argument, że nie widać, by inny biegacz nie trenuje „core” w domu zostanie obalony i (w założeniu) wszyscy weźmiemy się do roboty! :-)
We wpisie o Półmaratonie Gdańskim wspominałem o kolesiu, który zaczął się rozciągać na 20-stym kilometrze trasy. Ból pleców to nic nowego przy tak długim wysiłku. Jeszcze częściej widzimy osoby, które rozprostowują ręce albo takie z przykurczonymi ramionami. Z jednej strony bolą ich plecy, z drugiej barki z trzeciej jeszcze przedramiona. Jak wtedy efektywnie i szybko biec, skoro oprócz walki z oddechem i bólem nóg, głowę zajmują nam też myśli o całej reszcie ciała? O technice biegu w takim wypadku już nawet lepiej nie wspominać.
Od początku października po dzień dzisiejszy wykonałem 2 treningi „core”. Chyba czas uderzyć się w pierś. ;) 3 tygodnie października miałem wycięte przez kontuzję kostki. Trener powiedział wtedy abym ćwiczył ile się da w domu. Można znaleźć setki ćwiczeń, które nie obciążają w żaden sposób kostki, a mogą pomóc nam w biciu własnych rekordów. Bez treningów biegowych miałem 6-8 godzin w tygodniu wolnego. Jak je spożytkowałem? Na pewno nie na trening. ;) Z jednej strony – spoko, jestem amatorem, bieganie to nie jest całe moje życie. Z drugiej strony – nie będę siebie oszukiwał – miałem czas w ciągu tygodnia, by kilka razy (a nawet codziennie) poświęcić po 30 minut na trening. Mam też ambicje, by bić swoje rekordy i rozwijać się sportowo. Coś jednak nie zagrało. Nie będę Kolumbem by odkryć że problem siedzi w głowie.
Plan jest taki by to zmienić. Hłe, hłe… ciekawe ile jeszcze razy będę pisał to samo. ;) Nastawienie jak zwykle bojowe! ;-)
„The price of discipline is always less than the pain of regret.”
Nido
0 komentarzy