Świetne zawody. Fajne pływanie, fantastyczny rower, mniej fantastyczny bieg i… mimo fajnej mocy w nodze, średnio satysfakcjonujący wynik na mecie.
Rok temu w Charzykowach zrobiłem mój drugi triathlon w życiu. W tym roku był to mój piąty start w tri-imprezie. Mimo wszystko będę te zawody wspominał chyba jeszcze lepiej. Generalnie całość minęła mi zaskakująco szybko.
Przygotowania
Do Charzy przyjechałem dzień wcześniej. Można było atakować odbiór pakietu i przygotowanie się do zawodów wyruszając z domu o 6 rano w niedzielę ale chciałem oszczędzić sobie stresu. Hotelik był wykupiony w centrum całego zamieszania, więc można było chłonąć klimat imprezy… tym bardziej że starty odbywały się od piątku do niedzieli.
O pierwszej wtopie organizatora dowiedziałem się na odprawie technicznej w dzień startu o 10. Okazało się że racebook, który posiadałem był z zeszłego roku. Mocno mi się wydaje, że ściągałem go korzystając z linka wrzuconego przez profil FB organizatora. No cóż. Jedyne co mnie interesowało to trasa rowerowa, która podobno miała być zmieniona (była dość płaska rok temu). Z racebooka nic takiego nie wynikało.
Na odprawie pokazano nam nowa trasę. Ucieszyłem się na wieść o jednej pętli. Dodając do tego start falowy oraz fakt ze tego dnia startowała tylko ćwiartka IM, wiedziałem że nie będzie problemu by utrzymać się w konwencji non-drafting. Jako osoba, która na wyścigu chce sprawdzić swoje możliwości, a nie mocną nogę maszynisty pociągu, zawsze cieszy fakt, że nie trzeba będzie szukać wolnego miejsca na jazdę po asfalcie. Jedyne czego nie wiedziałem to czy trasa jest płaska czy nie. Dochodziły do mnie tylko wieści od osób startujących dzień wcześniej na połówce. Miały być górki. :)
Jadąc na tę imprezę nastawiałem się oczywiście na wynik. Czułem się dobrze i stwierdziłem że wszystko poniżej 2:25 będzie dobre. Marzyłem o wyniku w zakresie 2:20–2:23… niezależnie od górek. Stąd finalne 2:25:43 może nieco rozczarować.
Pływanie
To miał być pierwszy sprawdzian tego co udało się zbudować dzięki regularnym (wreszcie!) treningom na pływalni. Nie liczyłem na wiele bo ile można nadrobić na konkurencji trwającej kilkanaście minut… i to po dwóch miesiącach treningu? ;) Rok temu moje pływanie na 950 m zajęło mi ok 18:40 i to było dla mnie tempo nie z tej ziemi – w pozytywnym znaczeniu tego wyrażenia. ;)
O ile przez cały czas trzymałem luz o tyle 5 minut oczekiwania na start zmęczył mnie psychicznie. To chyba standard u niedoświadczonych amatorów. :) Tętno dobiło do 110 bpm. Nie ma żartów. ;)
Nareszcie ktoś krzykną start i ku mojemu zdziwieniu wszyscy ruszyli z kopyta. Same PROsiaki, pomyślałem. Spokojnie wbiegłem z tyłu stawki i zacząłem mielić łapami. Początek mało sympatyczny = klasyczna pralka.
Na plus pływania oceniam moją orientacje w tym co się dzieje naokoło mnie. Gdzie skręcić, kto gdzie i jak płynie, kogo warto się trzymać, itp. Nawigacja też była na wysokim poziomie. Tzn. tak mi się wydawało z poziomu tyłka w jeziorze. ;) Garmin pokazał co innego wykazując dystans pływania równy 1050 m. Cóż, lubię długo… ;P
Płynęło się nad wyraz fajnie. Nie sapałem jak kiedyś, a bark i plecy nie dokuczały. Dopiero na ostatnich 200 m poczułem zmęczenie materiału, więc zacząłem pomagać sobie mocniej nogami. Poza tym zaliczyłem pierwszy strzał z pięty w brodę co mnie trochę obudziło. ;) Zwykle dostawałem z żabki… Czy to oznacza, że poczyniłem progres? :P
W ⅔ dystansu stwierdziłem, że to pływanie jakoś szybko mi mija. Nie chodziło o jakieś zabójcze tempo tylko o to, że głowa nie zdążyła się zmęczyć myśleniem… o zmęczeniu pływaniem, a trzeba było wyjsć już z wody. :) Dla mnie to wielka ulga choć już czuję to, z czym trzeba się będzie zmierzyć w wodzie na połówce w Suszu.
Finalnie z 18:40 w zeszłym roku zjechałem do 18:10 przez co z wody wychodziłem z uśmiechem na twarzy. :)
T1
W strefie zmian bardzo sympatycznie. Startowałem w pierwszej fali, więc zobaczyłem las rowerów. :D Zobaczyłem nawet swój rower i swoje miejsce czego nie powtórzę w T2 ale o tym pózniej. Pianka ześlizgnęła się ze mnie gładko niczym kasa z konta na dobrej imprezie.
Zaliczyłem jednak jeden zonk. Podczas układania sobie sprzętu w strefie zmian przed zawodami odszedłem od swojego stanowiska by pogadać ze znajomymi. Gdy wróciłem kask był położony inaczej niż wcześniej. Samemu ułożyłem go obok aerobidonu na jednym z podłokietników lemondki. Nie wiem czy komuś on spadł gdy przechodził obok czy to był taki żart Tomka ale spodobało mi sie to nowe ułożenie. Otóż kask by ułożony na bidonie, a słomka bidonu wystawała przez otwory wentylacyjne kasku.
Świetny pomysł! Nikt mi takiej konstrukcji nie zrzuci biegając po strefie po pływaniu. Problem w tym, że gdy samemu brałem kask do ręki, słomka zaklinowała się w otworze wentylacyjnym i wyleciała gdy podnosiłem kask. Drobnostka. Schyliłem się, podniosłem ją i włożyłem na miejsce. Wiem jednak, że drugi raz już tego tak nie ułożę.
Poza tym wszystko poszło ok. Pobiegłem na trasę kolarską. Za belką zgodnie z radą usłyszaną od Mikołaja Lufta w podcaście, ominąłem kilka osób wciąż biegnąc. Sporo osób mocowało się z pedałami 3 cm za belką, więc miałem sporo miejsca dla siebie by wejść na rower. O wskakiwaniu czy też wlatywaniu na rower nie ma jeszcze mowy. ;)
Rower
Najdłuższa dyscyplina, która rownież mi się nie dłużyła. Gdybym nie spuchł na ostatnich kilometrach to nawet byłbym smutny, że to już koniec. ;) Na rowerze chciałem jechać „na prędkość”. Na zegarku interesowały mnie dwie wartości: prędkość aktualna oraz średnia prędkość z całej jazdy rowerem.
Zboczę teraz nieco z tematu zawodów by podzielić się czymś innym. Ostatnio sporo gotówki inwestuje w rozwój siebie, a nie sprzętu. Fizjoterapeuta, treningi na pływalni, suplementacja… trochę nie wyrabiam. Przez to bardzo skąpie na jakiekolwiek inwestycje w sprzęt. Wymyśliłem sobie jednak, że jeśli na jakichś zawodach moja średnia prędkość na rowerze wyniesie powyżej 35 km/h to przyłożę się dużo mocniej by zdobyć środki na zakup dobrych karbonowych kół na wysokim stożku. Skoro ma mi to dać dodatkowe 2 km/h na zawodach… to można wtedy walczyć o fajne wyniki.
Tegoroczna trasa w Charzykowach okazała się przecudowna. Co prawda zamiast 120 m przewyższeń w 2015 roku mieliśmy 240 m ale asfalt i okoliczności przyrody były niepowtarzalne. Jedyny zgrzyt pojawił się na 20-tym kilometrze drogi. Na wjeździe i zjeździe z mostku były ułożone dechy, dzięki którym wyeliminowano niebezpieczne łączenie mostek-nasyp. Problem w tym ze dechy były grube i zrobiło się coś na kształt drewnianego krawężnika. Niektórzy przez niego przelatywali inni się na nim wywalali, bo spanikowali. Ja jak beton przejechałem po nich modląc się nie tylko o to, by nie złapać gumy ale również o to, by nie połamać kół i siebie. Wcześniej zdążyłem tylko mocno przyhamować.
Poza tym trasa cudo! Przy takim krajobrazie aż chciało się atakować wszystkie górki co z przyjemnością robiłem. Tętno było wysokie i musiało się to źle skończyć ale dopóki mogłem dawałem do pieca. Mimo przewyższeń prędkość średnia rosła a ja co chwila myślałem czy dobije do 35. Cóż, dobiłem do 35,1. :) Być może dlatego straciłem trochę z mocy w nogach. Na płaskim cisnąłem ale górek już nie atakowałem tak żywiołowo. :P Mózg obronił stan portfela. ;P Skończyło się na “marnych” 34,6 km/h średniej prędkości. Rok temu miałem dokładnie taką samą średnią ale bez górek i nie zawsze udawało się omijać pociągi. Dlatego też jestem zadowolony z kręcenia korbą w tym roku.
T2
W tym momencie miał nastąpić eksperyment. Tydzień przed zawodami stwierdziłem, że czas wyskoczyć z butów. ;) Tzn. wyjmować stopy z butów kolarskich przed zejściem do T2. Spróbowałem tej sztuczki dwa razy na treningu po czym uznałem, że jestem gotowy. ;) ok, nie uznałem tak ale (pokracznie) wyszło mi to bez gleby, więc chciałem spróbować.
Trasa w Charzykowach kończy się zjazdem gdzie prędkość poniżej 50 km/h nie wchodzi w grę. Pózniej jest ciasny zakręt 90°, 50 m prostej, znowu zakręt 90° i 100–150 m prostej. Sięganie do butów na krótkich prostych lub zakrętach to dla mnie pewna gleba, więc chciałem ogarnąć temat na ostatniej prostej.
Brak miejsca do jazdy nie pomaga w zachowaniu zimnej krwi ale poszło całkiem nieźle. Na ostatnich 20 m trochę przyhamowałem, bo jednak bym się nie wyrobił :P ale dając sobie extra czas dzięki zmniejszeniu prędkości operacja zakończyła się sukcesem! :)
Wbiegłem do strefy zmian, skręciłem w swoją alejkę, automatycznie stanąłem przy swoim miejscu (sprawdzałem przed zawodami ścieżkę, którą będę pokonywał z 5 razy)… po czym zacząłem szukać swojego miejsca. Generalnie zgłupiałem i zacząłem patrzeć na numerki na stojakach na rowery. Taka beka… Zajęło to tylko parę sekund, więc lipy nie było. Ogólnie w strefach zmian czułem się jakoś nieswojo. Zamiast lecieć bez zastanowienia sprawdzałem czy wszystko mam po dwa razy. Cóż, brak obycia i doświadczenia.
Bieg
Podczas jazdy na rowerze zaczął mi doskwierać ból czwórek. Był “gaz” wiec musiało pojawić się pieczenie. Na biegu wpadłem w „swoje” tempo i tak leciałem. Jedyny problem, że to swoje tempo było o 10-15 sekund za wolne. Na domiar złego już na początku biegu wyprzedził mnie Krzysiek „TriWiatrak”, który startował z 5 minut za mną. Taka sytuacja. Gonić go nie zamierzałem… no i nie miałem z czego. Tak że truchtałem sobie i walczyłem z lekkimi bólami.
Na ostatnich kilometrach zamiast przyspieszyć, zwolniłem. Tego dnia przyjąłem bardzo mało żeli podczas zawodów i być może stąd się to wszystko wzięło. Na ostatnim kilometrze wyprzedził mnie jeszcze słuchacz podcastu, który zagadał do mnie przed startem (pozdro ziom!) – to bolało. Tym razem zawalczyłem i potrzymałem się chwile pleców. Plan był taki by przed metą jeszcze zaatakować… chociaż jego… ;) ale tempo rzędu 4:20 okazało się dla mnie zbyt mocne. Lipa.
Finalnie dowiozłem wynik, z którego po jakimś czasie jestem już zadowolony. Nie ma co się spinać. Może za kilka lat będzie z czego walczyć o na prawdę fajne cyferki na linii mety.
Zdaje się, że to ja Ci uciekałem na ostatnich km :) Byłem pewien, że po tym jak Cię wyprzedziłem pociągniesz i będziesz siedział mi na plecach do linii mety:)
Autentycznie bałem się Ciebie wyprzedzić, ponieważ zazwyczaj działa to bardzo mobilizująco i uwalnia pokłady ukrytych rezerw. Kiedy jednak stwierdziłem, że mimo wszystko kilka sekund za wolno, wyprzedziłem nerwowo spoglądając za siebie;)
Rewanż za rok?:)
Ehehehe w sprawie rewanżu napisałem ci na FB ;)
Generalnie jak mnie wyprzedziłeś to jeszcze psycha pozwoliła mi przyspieszyć ale jednak było za szybko dla mnie. :( W Gdyni (na sprincie) w ten sposób siedziałem gościowi na plecach i odpaliłem z 600m przed metą ale odpaliłem tak, że nawet nie było co się obracać. :P Tutaj teoretycznie mogłem cię łapać…. ale tylko teoretycznie :P
Gratulacje!
Piękna była historia tego Triathlonu. W pewnych momentach przypominałem sobie historię swoich Triathlonów z przed wielu, wielu lat … ach co to były za czasy w początkach lat osiemdziesiątych … Gratuluję wyniku i serdecznie pozdrawiam życząc coraz to lepszej formy.
wow! :) Lata osiemdziesiąte?
Co to za okulary? Jeśli można to proszę o producenta i model? Zadowolony jesteś z nich?
Pozdro :)
Chińzszczyzna z Aliexpress. ;) Mi pasują ale porównując do jakichkolwiek innych to pewnie we wszystkim wypadają źle.