Rozpoczęły się przygotowania do Półmaratonu Gdańskiego. Startowałem do tej pory w dwóch półmaratonach… w tym jednym tak naprawdę biegłem. ;) Doświadczenie niewielkie, więc wciąż się trochę boję tego dystansu.
Ostatnio jestem trochę zmęczony. Dwa mocne starty na 5k i 10k pozostawiły mnie z bolącymi kopytami. Po Biegu Westerplatte pojawiły się spore zakwasy w nogach. Piękna sprawa. ;) Myślałem, że będzie tydzień regeneracyjny ale widzę, że trener ma inną wizję. Od razu ruszyliśmy z mocnym treningiem, bo czasu do zawodów mało. Pierwsze biegi, spokojne, na rozbieganie zakwasów. 12 + 14 kilometrów zrobione na początku tygodnia były bardzo fajne. Nic mnie na nich nie bolało, więc zdecydowanie się uspokoiłem. Ciekawostką dla mnie jest, że tygodniowy kilometraż wzrośnie (chyba) dość mocno już w pierwszym tygodniu.
Mam taki plan, by systematycznie i dokładnie opisywać najbliższe te 6 tygodni treningów. Może ktoś wyjmie z nich jakieś prawidłowości i pozwoli mu to lepiej przygotować się do swoich zawodów. Być może komuś spodoba się któryś z treningów i dopasuje go do swojego planu treningowego. Odczucia na bieżąco będę też oczywiście opisywał na FB, do którego „polubienia” zapraszam.
Ten tydzień rozpoczął się od tak zwanego aktywnego wypoczynku. Ostatnimi czasy były to zwykle 8-10 kilometrowe biegi w spokojnym tempie. Tętno nie przekraczało 140 uderzeń na minutę (bpm). U mnie przekłada się to na bieg w okolicach 5:00-5:20’/km. Tym razem z bomby rozpoczęło się budowanie wytrzymałości. Owe rozbiegania po ciężkich tygodniach wynosiły 12 km w poniedziałek i 14 km we wtorek. Lekko się obawiałem czy mi nogi nie odpadną ale okazało się, że bardzo mi pomogły. Zakwasy odpuściły i mentalnie przygotowałem się na zbliżającą orkę. :) Jak to zwykle bywa nie zajadę się na treningach ale narastające zmęczenie przy zwiększającym się tygodniowym kilometrażu męczy. Czasami doprowadza to nawet do niechęci i zmniejszenia motywacji do wyjścia na kolejne zwiedzanie tras biegowych. ;)
W środę odpoczywałem, tzn. byłem na basenie z Michałem i Szymonem. Gdyby nie parujące okularki (już mam na to patent!) byłoby bardzo miło i sympatycznie. Pływało się super, więc takitak było miło. :)
Od czwartku zaczęło się bieganie. Najpierw wstęp do mocniejszego latania, tj. 14 km z krótkim elementem przyspieszeń. Po 10 kilometrach było 10×20-sekundowych przespieszeń z przerwą 40 sekundową. To częsty element moich treningów. Trwa to krótko, a bardzo fajnie buja serducho. Lubię ten element. Gorzej jest z ćwiczeniami-skipami, których szczerze nienawidzę i często gęsto skracam czas, który powinienem je robić. Nie inaczej było tym razem. 5 minut zamiast 10. :P W piątek była zupełna laba… choć jak codziennie chciałem zrobić trening „core”… i jak codziennie na „chceniu” się skończyło. Nie mogę znaleźć motywacji na tą aktywność. :/
Sobota była mocna. Po długiej przerwie odwiedziłem lasek. :) 4 km na rozruszanie się, ćwiczenia i trzy krótkie przyspieszenia, które szły strasznie ciężko. W ogóle po wbiegnięciu do lasu (3 km mocno pod górkę) miałem mało chęci na bieganie. Na szczęście gdy zacząłem kolejny element treningu, chęci nadeszły. 10 km w tętnie dochodzącym do 160 bpm – było super. Niestety biegam teraz bez pulsometru, więc tętno pewnie było trochę niższe niż powinno (takie było moje odczucie). Tak czy inaczej znowu poczułem tą wolność i endorfiny gdy nabijasz sobie kaemy (wiatr we włosach itp.). ;) Po dyszce oczywiście były jeszcze 2 spokojne kilosy, by rozbiegać kopytka. Tydzień zakończyłem niedzielnym 1500 m na pływalni.
Podsumowując cyferki. W tym tygodniu na 4-ech treningach zrobiłem 58 kilometrów. Na następny tydzień szykują się podobne akcenty + mocno zwiększony kilometraż ogólny. Robi się ciekawie. Mam nadzieję, że pomoże mi to zgubić jakiś zbędny kilogram. ;D
„It is better to take many small steps in the right direction than to make a great leap forward only to stumble backward.”
Louis Sachar
0 komentarzy
Funkcja trackback/Funkcja pingback