Coach spłodził fajny, motywujący tekst:
Nie ma biegania – nie ma wyników, nie ma wyników – nie ma satysfakcji, nawet, jak… nie trenuję żeby mieć jakieś kosmiczne wyniki… tak, tak, srały muchy będzie wiosna, będzie szybciej trawka rosła a świstak zawija. Każdy trenujący, nawet a myślę tym bardziej na amatorskim poziomie myśli o wynikach, nawet jak to jest 60′ na dychę, czy 2h na połówkę. To taki sam wyczyn i też trzeba włożyć w to wiele zdrowia i siły, ale… jak zimny wiaterek zawieje i zrobi się ślisko to nie znaczy, że wynik na zawodach sam się zrobi. To odróżnia chłopców od mężczyzn…
Robotę trzeba przerobić i nie ma lipy, więc wielki szacun dla mocich podopiecznych, którzy po kolana w śniegu, walcząc z wmordewindem jednocześnie ślizgają się, ale przerabiają robotę, hartują ducha i stawiają czoła wyzwaniom. To właśnie teraz kształtuje się ich psychika i wiara w to, że stając na kresce z napisem start wiedzą, że kolejną krechę, tym razem z hasłem meta miną z uśmiechem na ustach z nową życiówką, czy nowym kolejnym wartościowym rekordem, który to jest owocem ciężkiej, mozolnej maratońskiej roboty. Niestety – tu nie ma drogi na skróty. Swoje trzeba przerobić.
Ja mam obecnie inną wymówkę – choróbsko. A dzisiaj +4 na dworze. Cieplutko.
0 komentarzy