Z kim się właściwie ścigamy?

Sezon dawno za nami. Wiele osób napisało (na papierze, blogu czy w swoich notatkach) podsumowanie roku, wysnuło jakieś wnioski, rozpisało plany na następne 12 miesięcy. Mi od jakiegoś czasu chodzi po głowie myśl, która wpadła mi gdy czytałem podsumowanie sezonu Endure Team.

Na początek chciałbym przybliżyć dwie sprawy.

W czerwcu na biegu w Gdyni osiągnąłem swój rekord życiowy na 10 km. Poprawiłem się zaledwie o kilka sekund ale dla mnie jest to w ogóle powrót do biegania w okolicach życiówki. Zaraz po tym biegu zaczęliśmy w klubie porównywać swoje wyniki. Klasyczna sytuacja „kto ma dłuższego”. ;)

Z porównań wyszło, że kolega Marcin zanotował mega progres i zakończył zawody w podobnym czasie co ja, a jego poprzednie PB było w okolicach 44′. Był w gazie, a po zawodach czuć było mega motywację i chęć ataku 40′. Wstyd się przyznać ale chwilowo gul mi skoczył, bo co to za nonszalanckie myślenie. Ja 2 lata oram i nic… ale szybko schowałem swoją arogancką duszę. No może nie tak szybko. ;)

Ustawiliśmy się na listopad. Na wspólną walkę, wspólne napędzanie, zającowanie i współpracę… tzn. konfrontację i współzawodnictwo. ;) Gdy coach napisał, że sam ciekaw jest rywalizacji to tylko napisałem że „stawiam na siebie”. :P Dopiero po chwili zobaczyłem co napisałem. Jak ostatni buc. :) Patrząc przez pryzmat mojego absolutnego braku talentu, to przecież wszystko może się wydarzyć, a my…

…zbyt szybko i bez zastanowienia porównujemy siebie do innych (lub innych do siebie :P).

Druga sytuacja o której chciałem napisać to nasz mały #StravaClub. Znajduje się on tutaj (http://strava.com/clubs/ironfactory-pl-poland-159466) i przy okazji zapraszam do podpięcia swoich Polarów, Sunciaków czy Garminów do Stravy i dołączenia do klubu. Co tydzień wrzucam podsumowanie poprzedniego tygodnia i patrzymy kto znalazł się w TOP 20. Tabela ułożona jest w/g całkowitego czasu aktywności swim/bike/run.

W sezonie trzeba było pobujać się 10-12h tygodniowo, by znaleźć się w tabelce. Teraz, poza sezonem wystarczy 6-7… ale nie do tego dążę. Tabelka potrafi motywować lub przysporzyć o ból głowy, bo…

…z kim my się właściwie ścigamy?

I tutaj dochodzimy do klu tego felietonu.

Jeśli na różnorakich zawodach ścigamy się z kimś, jesteśmy na podobnym poziomie, mamy podobną motywację, podobnie podchodzimy do treningu i diety oraz mamy podobne cele… to w jaki sposób osoba trenująca 8h tygodniowo ma w minimalnie dłuższym okresie 1-2 lat konkurować z osobą, która może przeznaczyć 15h na trening tygodniowo. Zakładam, że te godziny nie są marnotrawione tylko obie osoby są prowadzone przez kogoś z głową. My jesteśmy, bo naszym trenejro jest Tomek Spaleniak. :)

Te rozmyślania doprowadziły mnie do wniosku, że jeśli nie bijemy się o czołowe lokaty (a często gęsto również wtedy) ścigamy się jednak głównie ze sobą. Współzawodnictwo z konkretnymi osobami (tymi w naszym „zasięgu”) wymyślamy sobie dla motywacji. Czy to do treningu czy już na zawodach.

To czy wygramy z daną osobą czy nie właściwie niewiele znaczy (choć wiadomo, że głowa robi swoje ;) … natomiast tutaj bardziej martwiłbym się co wbijamy sobie do łba gdy przegramy z daną osobą). Nigdy nie wiemy ile druga osoba miała czasu, co się wydarzyło przez ostatnie miesiące, ile stresu nałapała się w związku z pracą/domem/rodziną.

Teoretycznie (jak to mówiliśmy z Asią w podcaście) pech nie istnieje, a za wszystko jesteśmy odpowiedzialni MY. W życiu również sobie można zapracować na dany styl życia, czas wolny itp. Teoretycznie…

Piszę to wszystko, żeby pokazać w którą stronę najlepiej (moim zdaniem ;)) kierować motywację do zabawy zwanej triathlonem. Bo treningów dużo, czasu mało,… i po co w ogóle to komu. :P

Dobra motywacja to taka, o którą nie musimy się bić. Powoduje ona, że na trening idziemy z zajawką. Cieszymy się, że w ogóle możemy na niego iść i jest to dla nas nagroda (hłe hłe hłe wiadomix że czasami się nie chce :P). Może piszę jak obłąkany ale w moim przypadku mentalne podejście do sportu (i nie tylko, bo sport to tylko mały kawałek życia) zmieniło się w ostatnich 5 latach. Może nie drastycznie ale na pewno wyewoluowało. Warto czasami spojrzeć na siebie z boku, dokonać retrospekcji i chwilę się zastanowić co robimy i dlaczego.

Ok, wystarczy…

Niniejszym życzę wszystkim dobrego dnia, pozytywnego nastawienia do życia i wysiłku fizycznego, a ponadto luzu i braku napięcia pośladów. :o)

Podobne artykuły…

Podsumowanie „Ironfactory Strava Club” Q4/2017

Podsumowanie „Ironfactory Strava Club” Q4/2017

Są pomysły które upadają. Są takie które się utrzymują w niezmienionej formie. Są też takie które ewoluują, ponieważ tak zostały zaplanowane. Klub na Stravie nie jest żadnym z powyższych. :P Założony zupełnie spontanicznie za namową Sebastiana, którego możecie usłyszeć w pierwszych odcinkach Kropki nad M. Czytelnicy i słuchacze zaczęli tam dołączać, więc postanowiłem zrobić z tego […]

Jak najszybciej wrócić do treningów? Powoli.

Jak najszybciej wrócić do treningów? Powoli.

Wejście w sezon 2016 miałem bardzo kiepskie. Uraz, nabrałem masy, pofolgowałem. To doświadczenie pomoże mi w spokojnym wejściu w sezon 2017.

Tym razem okres roztrenowania wyglądał o wiele lepiej, choć nadal słabo. Przytyłem 2 kg i trochę wariowałem (różne inne aktywności) ale tym razem nie zrobiłem sobie żadnego kuku typu obicie żeber itp. Można zatem było zacząć się ruszać… ale do kilku pierwszych wyjść na bieganko musiałem się mocno zmuszać.

2 komentarze

  1. Michal

    A moze tez jest tak ze gdzies tam w sordku. Boimy sie opini innych. Ze nie robimy postepu, ze tyle juz trenujemy a takie male kroczki robimy.
    Zadaj sobie pytanie czlowieku (kazdy osobno), dla kogo to robisz…………..

    tak jakos mnie naszlo, moze bez skladu i ladu ale co tam

    • Marcin Hinz

      Tak też może być. U każdego jest inaczej. Ważne by przytoczone rozkminy nie były z nami zbyt długo. ;)