„Każdy z nas ma w sobie dość siły, by…”

Postanowiłem, że od czasu do czasu jak przeczytam coś naprawdę fajnego to podzielę się tym tutaj w formie cytatu. Obecnie (oprócz źródeł internetowych) czytam sobie „Jedz i biegaj” Scotta Jurka – ultramaratończyka polskiego pochodzenia, zwycięzcy wielu imprez. Poniżej dawka motywacji dla każdego. Można brać i czerpać w nieskończoność. Najlepiej dużymi garściami.

Skupiłem się na wygranej tak bardzo, że zaniedbałem kilka szczegółów, na przykład to, co pocznę ze sobą po zakończonych zawodach. Nie było mnie stać na pokój w hotelu, a i tak, zanim się zorientowałem, że przecież po wyścigu przydałaby się jakaś kwatera, wszystkie były pozajmowane. Pomyślałem, że rozłożę się ze śpiworem niedaleko mety.
Chociaż rozbiłem swój obóz za linią mety z ekonomicznej konieczności, zostałem w nim – na noc po zawodach i ranek nazajutrz, jak również wiele innych nocy – z innych, sięgających głębiej przyczyn, dało mi to bowiem okazję do dopingowania kolegów i nawiązania nowych znajomości. Co ważniejsze, miałem szansę się przekonać, jak dużo musieli przejść biegacze, którzy zdecydowali się wziąć udział w Western States. Ja mieszkałem w piwnicy u teściów, trenowałem, choć chciało mi się spać, wymiotowałem, wiele razy się przeprowadzałem, zadłużyłem się; inni zapewne też cierpieli niedostatek. Każdy z nas ma w sobie dość siły, by podjąć próbę zrobienia czegoś, o czym sam nie wie, czy zdoła to osiągnąć. Może to być przebiegnięcie mili, udział w biegu na dziesięć kilometrów albo na sto mil. Może to być zmiana zawodu, schudnięcie o dwa kilo, wyznanie komuś miłości. Założę się, że nikt z uczestników Western States nie wiedział na pewno, że go ukończy, a co dopiero wygra (przecież ja też tego nie wiedziałem). Wielu ludzi nie robi w swoim życiu niczego wielkiego. Wielu w ogóle nie próbuje. Tymczasem ultramaratończycy dokonali jednego i drugiego. Przebywając na linii mety i pozdrawiając nadbiegających uczestników, złożyłem hołd bólowi i zwątpieniu, zmęczeniu i beznadziei – wszystkiemu temu, co, jak sądzę, musieli pokonać. Podziwiałem tę moc, którą z siebie wykrzesali, gratulowałem im wyboru ważnego celu i osiągnięcia go. Dziś rozumiem, że robiąc to, w pewien sposób zrewanżowałem się sportowi, dzięki któremu odnalazłem spokój i cel w życiu, a także
odpowiedź – jakkolwiek ulotną – na pytanie „dlaczego”.

Podobne artykuły…

Podsumowanie „Ironfactory Strava Club” Q4/2017

Podsumowanie „Ironfactory Strava Club” Q4/2017

Są pomysły które upadają. Są takie które się utrzymują w niezmienionej formie. Są też takie które ewoluują, ponieważ tak zostały zaplanowane. Klub na Stravie nie jest żadnym z powyższych. :P Założony zupełnie spontanicznie za namową Sebastiana, którego możecie usłyszeć w pierwszych odcinkach Kropki nad M. Czytelnicy i słuchacze zaczęli tam dołączać, więc postanowiłem zrobić z tego […]

Z kim się właściwie ścigamy?

Z kim się właściwie ścigamy?

Sezon dawno za nami. Wiele osób napisało (na papierze, blogu czy w swoich notatkach) podsumowanie roku, wysnuło jakieś wnioski, rozpisało plany na następne 12 miesięcy. Mi od jakiegoś czasu chodzi po głowie myśl, która wpadła mi gdy czytałem podsumowanie sezonu Endure Team. Na początek chciałbym przybliżyć dwie sprawy. W czerwcu na biegu w Gdyni osiągnąłem […]

0 komentarzy